Czytelnia

Polacy - Niemcy

Andrzej Niewiadomski, Nasi za granicą, WIĘŹ 1996 nr 5.

Już w tym miejscu jednak trzeba dokonać dwóch ważnych rozróżnień: Po pierwsze: po wojnie, a już zwłaszcza od lat sześćdziesiątych mieliśmy w RFN sporo sympatyków, ba, nawet polonofilów w elitach humanistyczno-intelektualnych. Polscy naukowcy, twórcy i artyści byli tu dobrze znani i przyjmowani. Względny liberalizm, a raczej pragmatyzm naszych komunistycznych rządzących sprawił, że nikt w Polsce nie musiał obnosić się w swej sferze prywatnej z wiarą w jedynie słuszną naukową ideologię, dzięki czemu uchodziliśmy za w miarę normalnych ludzi. Ponadto mogliśmy podróżować na Zachód. Sytuacja była więc taka, że na zachód od Łaby traktowano nas przyjaźnie lub w najgorszym razie obojętnie, ale uprzejmie, natomiast w NRD kazano z urzędu kochać nas bratersko, ale nie jako Polaków, lecz członków tej samej ideologicznej sekty, co miało efekt wręcz przeciwny. Na dodatek NRD to przeważnie ziemie przygraniczne, skażone starymi uprzedzeniami prusko-brandenburskimi, a ponadto doświadczyły one rozpaczy tubylców, którym obcy wykupują towar ze sklepu – i nienawiści tych, których zamknięto w klatce, podczas gdy mieszkańcy tego Bamego obozu, ale z innego baraku, podróżować jednak mogli. Wizerunek Polski i Polaków był więc zupełnie inny w bogatej, zeuropeizowanej, pozbawionej kompleksów i nie stykąjącej się na co dzień z dalekim sąsiadem Republice Federalnej niż w NRD.

Po drugie: intelektualista czy inteligent, a tacy wówczas przeważnie podróżowali, zupełnie inaczej odbiera pewne rzeczy niż tzw. szary człowiek, czyli ogół. Przede wszystkim styka się z innymi ludźmi. W powojennych czasach otwartych na demokratycznym Zachodzie granic, integracji gospodarczej, unifikacji kultury większość elit jest kosmopolityczna (w neutralnym tego słowa znaczeniu) i tak samo dobrze czuje się nad Renem, jak i Sekwaną czy Potomakiem. Hołduje się w jej kręgach przeważnie tym samym lewicująco-liberalnym poglądom bez podważania prawa własności i gospodarki prywatnej, jak w socjalizmie. Potępia się zgodnie rasizm, nacjonalizm i antysemityzm. Jest więc łatwo o nawiązanie więzi z tak Bamo czującymi i myślącymi elitami nad Wisłą. U elit niemieckich wszelkich odcieni politycznych wspólne było ponadto przekonanie o historycznej konieczności pojednania z Polską. Naiwnością byłoby jednak sądzić, że oceny i odczucia elit są podobne jak reszty społeczeństwa. Dotyczy to w równym stopniu Polski, jak i Niemiec.

Dziś

Okres zachwytu nad Polską i „Solidarnością” w Niemczech szybko minął. Po części jest to wina, a raczej zasługa historii. Rozpadło się jak domek z kart imperium sowieckie. Nie za sprawą opozycji demokratycznej, ale z powodu bankructwa gospodarki socjalistycznej. Przestaliśmy więc być wyjątkiem, a staliśmy się jednymi z wielu. Również zrelatywizowane zostały przez ten fakt zasługi „Solidarności”, bo okazało się, że obaliła ona coś, co wisiało już tylko na ostatnim włosku. Niemcy zaś stanęli wobec niemal gigantycznego problemu remontu byłej NRD. Zamiast wiana w postaci majątku narodowego rzędu biliona (tysiąca miliardów) marek, bo na tyle oceniali NRD-owscy przywódcy i profesorowie wartość swego przemysłu w momencie zjednoczenia, okazało się, iż wart jest on bilion, ale z minusem, to znaczy – tyle trzeba jeszcze dołożyć na infrastrukturę, nowoczesne technologie, wyposażenie parku maszynowego i wzięcie na garnuszek państwa ukrytego bezrobocia, by uratować przed zagładą choć część tego przemysłu. Zupełnie inne sprawy zaprzątnęły więc uwagę tutejszej opinii publicznej i mediów niż to, co się dzieje na wschód od Odry.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Polacy - Niemcy

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?