Czytelnia

Kościół w Polsce

Mężczyzna

Grzegorz Pac

Piotr Jordan Śliwiński OFMCap.

Nie ma jednego „dlaczego” , Z Maciejem Bielawskim i Piotrem Jordanem Śliwińskim OFMCap rozmawia Grzegorz Pac, WIĘŹ 2007 nr 6.

P. J. Śliwiński: W pewnym momencie człowiek rozeznaje: jestem powołany do takiego życia. Gdy przychodzi do wspólnoty, to potrzeba, aby dostał możliwie dużo pomocy, która mu ułatwi to rozeznawanie. Z drugiej strony wspólnota rozeznaje. Wreszcie on mówi „chcę” i wspólnota mówi „chcemy”.

No dobrze, mija pięć lat po ślubach wieczystych czy święceniach kapłańskich i taki ktoś odchodzi. Jak to interpretuje wspólnota? Czy on od początku nie miał powołania czy potem je stracił?

P. J. Śliwiński: Przede wszystkim próbujemy jako wspólnota zrobić rachunek sumienia. Pytamy, czy zrobiliśmy wszystko, żeby mu pokazać, że ma tu być, że chcemy, żeby tu był, że tu jest jego miejsce. Czy zrobiliśmy wszystko, żeby mu pomóc w rozeznaniu i trwaniu w wierności? Ale ten, co odszedł, często pozostaje tajemnicą, coś chce o sobie powiedzieć, czegoś nie. I pojawia się problem: czy gdzieś zbłądził, czy czegoś mu od początku brakowało?

Czyli – przynajmniej teoretycznie – są obie możliwości: że powołania nigdy nie było i że zostało utracone.

P. J. Śliwiński: To jest teoretycznie możliwe. Nie chciałbym jednak, żeby traktować powołanie jak głos – ktoś pięknie śpiewa, nagle przechodzi mutację i już nie ma głosu. Myślę, że to by było trochę za proste.

M. Bielawski: W Kościele istnieje ogromna dysproporcja miedzy naciskiem na ściąganie ludzi do stanu duchownego (te akcje powołaniowe) a brakiem zainteresowania odejściami, zupełnie nieproporcjonalnym w stosunku do liczby tych, którzy odchodzą. To jest takie Piłatowe umywanie rąk.

Na dodatek o tym się w Kościele w ogóle nie rozmawia. Znałem wiele wspólnot zakonnych, z których ludzie odchodząc, znikają jak kamień w wodę. Poza zwykłym ogłoszeniem, że ktoś odszedł, nie ma żadnej dyskusji ani refleksji. W diecezjach, które poznałem, biskupi na synodach diecezjalnych w ogóle nie chcą o tym mówić. Nie wspomnę już o zgromadzeniach żeńskich – tu sytuacja jest dramatyczna.

Cieszyłbym się, gdyby moją książkę przeczytali nowicjusze, bo im się też może kiedyś przydarzyć odejście, a zwykle nie są w ogóle przygotowani na zderzenie się z tego rodzaju doświadczeniem. Nie są wyposażeni w żadne kategorie egzystencjalne i myślowe, żeby się z nim zmierzyć.

P. J. Śliwiński: Myślę, że to przesada. Znam nieźle ten niemały przecież świat franciszkański i muszę stwierdzić, że gdy parę lat temu bracia mniejsi przeżywali problem dużej liczby odejść, to wiele o tym dyskutowali, także na kapitule generalnej. Ja sam przygotowywałem dokument na temat odejść naszych braci dla naszej prowincji, wiele rozmawiałem też z przedstawicielami innych zakonów. Tak więc ta dyskusja się pojawia.

Brakuje natomiast troski o tych, którzy odeszli. Wielu – może zwłaszcza kobiety opuszczające zakon – ma często problem ze startem życiowym. Należałoby pomyśleć, jak im ten start ułatwić. Naturalnie chodzi jednak nade wszystko o troskę duszpasterską. Z drugiej strony może być usprawiedliwieniem, że czasami reakcje odchodzących są bardzo agresywne wobec Kościoła. Bardzo często podejmowanie dialogu to wysłuchiwanie potoku słów o takich czy innych zranieniach (rzeczywistych bądź nie). To jest właśnie syndrom odejścia.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 następna strona

Kościół w Polsce

Mężczyzna

Grzegorz Pac

Piotr Jordan Śliwiński OFMCap.

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?