Czytelnia

Katarzyna Jabłońska

ks. Andrzej Luter

Katarzyna Jabłońska, ks. Andrzej Luter, Nie na miejscu?, WIĘŹ 2009 nr 1-2.

Ksiądz

Nie wiem Kasiu, czy ty nie nadajesz zbyt głębokich znaczeń prowokacji Kinskiego.

Mnie samemu trudno ten skandalizujący styl w posługiwaniu się słowem Boga zaakceptować, ale nie wykluczam, że do wielu przemówi siła ekspresji Kinskiego. Dlatego nie warto zakazywać kontrowersyjnych dzieł, bo okazuje się, że to, co dla jednych jest nie do przyjęcia, dla kogoś innego może być początkiem spotkania z Bogiem. Kinski bluźni, ale czasami nawet bluźnierstwo może pobudzić do myślenia. Zresztą dziś, w dobie internetu, nie da się niczego zakazać i chyba dobrze. Należy jednak reagować i podejmować dialog, nawet z najodleglejszymi poglądami i wizjami artystycznymi. Nie powinniśmy pozbawiać się prawa do krytycznej oceny dzieł, choćby najbardziej uznanych, ale niosących wieloznaczne przesłanie.

Wizje Kinskiego to nie mój świat i nie moja estetyka. Jedno jest pewne: Jezus otwiera się na grzeszników i cierpiących, a więc na tych, których Kinski przez cały czas przywołuje. W tych fragmentach momentami jest przejmujący. Gubi go ideologia, na dodatek tylko grana. Może się nie zgodzisz, Kasiu, ale ja uważam, że Kinski tylko gra. Owszem, znakomicie i profesjonalnie, ale nie widzę jego wnętrza, dostrzegam tylko dziki i bystry wzrok człowieka, który obmyśla kolejny trick, by zaskoczyć zebrany „motłoch”.

Jeśli chodzi o prowokacje, to wolę zdecydowanie 33 sceny z życia Małgorzaty Szumowskiej.

Kobieta

Jeśli nawet Kinski tylko gra, to bardzo głęboko wchodzi w recytowany tekst. A to sprawia, że w swoim monodramie mierzy się — być może nie w pełni świadomie — nie tylko z tekstem Ewangelii, ale... z samym Chrystusem. Jest podczas występu Kinskiego w Deutschlandhalle jeden maleńki moment, kiedy aktor zwraca się do rozzłoszczonego tłumu w duchu bardziej Chrystusa niż własnym. To zaledwie chwila, dla mnie samej jednak bardzo poruszająca, bo pokazująca zupełnie nieznaną i nieoczekiwaną twarz Kinskiego.

Cieszę się, Andrzeju, że przywołujesz film Szumowskiej, bo mam z nim duży kłopot. Doceniam go za podjęty temat, jednak w przeciwieństwie do większości krytyków nie oceniam tak wysoko, jak oni.

Ksiądz

To nie jest wielki film. Owszem, sprawnie zrealizowany, z genialną muzyką Pawła Mykietyna. Tylko o czym on jest? Krytycy piszą, że Szumowska opowiada o ekstremalnych emocjach i pokazuje je z bliska, choć może to szokować. O jakie emocje chodzi? Ktoś napisał, że reżyserka narusza tabu śmierci. Widziałem filmy pokazujące umieranie w sposób naprawdę wstrząsający, np. Śmierć prowincjała, arcydzieło Krzysztofa Zanussiego sprzed przeszło czterdziestu lat. Powolna agonia starego zakonnika z Tyńca staje się źródłem przemiany życia młodego studenta historii sztuki. W filmie nie pada praktycznie ani jedno słowo. Najważniejsza jest twarz człowieka, jego młode i stare ciało. Zanussi drąży eschatologię także w kilku innych filmach, np. w Spirali, Constansie czy w Życiu jako śmiertelnej chorobie przenoszonej drogą płciową. Zawsze konfrontuje racjonalizm umierającego bohatera z perspektywą wieczności, w którą przecież niełatwo uwierzyć.

Kobieta

Przywołałabym tu także Szepty i krzyki Bergmana (Szumowska zdaje się zresztą z tego filmu czerpać), Pokój syna Morettiego czy dokument Marcina Koszałki Istnienie. Każdy z tych filmów w sposób bardzo odważny opowiada o człowieku wobec śmierci — i w sposób tak uczciwy, że chwilami chciałam uciekać z kina...

poprzednia strona 1 2 3 4 5 następna strona

Katarzyna Jabłońska

ks. Andrzej Luter

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?