Czytelnia

Tomasz Wiścicki

Nie szukam sprawiedliwości

Z Atą Qaymarim, palestyńskim dziennikarzem i analitykiem mediów, rozmawia Tomasz Wiścicki

Jak widzi Pan perspektywy sprawiedliwego pokoju na Bliskim Wschodzie, a zwłaszcza w Palestynie?

— Ata Qaymari: Przede wszystkim trzeba pamiętać, że jeśli dążymy do sprawiedliwego pokoju, to często nie osiągniemy samego pokoju, ponieważ sprawiedliwość i pokój nieraz sobie przeczą. Pragnąc sprawiedliwości, natykamy się na siły, które nam stoją na przeszkodzie, musimy więc z nimi walczyć, możemy więc w ten sposób doprowadzić do wojny.

Pokój wymaga kompromisu. Potrzebujemy zrozumienia, że dwa narody w Palestynie — Izraelczycy i Palestyńczycy — mogą żyć razem w ramach jednego państwa albo też rozdzielić się na dwa państwa w warunkach równości i pokoju. Oba narody są prawie równe liczebnie. Izraelczycy skupieni są w środku Palestyny, w Tel Awiwie i okolicach. Palestyńczycy stanowią obecnie około 42% ludności pomiędzy rzeką Jordan a Morzem Śródziemnym, mają przy tym perspektywę przyjęcia uchodźców, którzy domagają się zwrotu własności i powrotu do domu. Trzeba więc osiągnąć kompromis. Żaden z dwu narodów nie zrealizuje swych oczekiwań w stu procentach. To, czego nie uda się osiągnąć, można zrekompensować później w inny sposób, w warunkach dobrej koniunktury.

- Ale czy Pan uważa, że taki kompromis jest teraz możliwy?

- Teraz nie mamy przywództwa — ani u nas, ani w Izraelu. Czasem się mówi, że łatwiej jest osiągnąć pokój przy słabej władzy, jednak Izrael wciąż jest potęgą, choć o słabym przywództwie. A w takiej sytuacji nie osiągnie się pokoju, ponieważ słaba władza nie doprowadzi do kompromisu, zwłaszcza gdy naród uważa, że jest wystarczająco silny, by odmówić spełnienia żądań drugiej strony.

My, Palestyńczycy, jesteśmy słabi. Nie chodzi tylko o to, że nasza polityka jest słaba, ale mamy także podzielone przywództwo. Jedna jego część jest uznawana przez wspólnotę międzynarodową i Izrael, ale słaba, a druga jest silna, ale nieuznawana. Abu Mazen-Mahmud Abbas — „prezydent” w cudzysłowie, bo nie mamy przecież państwa — jest legalny, ale nie ma poparcia większości i nie reprezentuje całej władzy, nie może więc zawrzeć porozumienia w imieniu Palestyny. Nawet gdyby podpisał porozumienie, nie zostanie ono zaakceptowane przez wszystkich. Większość powie: „on nas nie reprezentuje, więc nie będziemy uznawać kompromisu. Dlaczego mamy ustępować Izraelczykom? Teraz jesteśmy słabi, ale w przyszłości będziemy silniejsi”. Druga część władz — Hamas — ma obecnie większość, ale brak jej międzynarodowego uznania. Brak więc partnerów ewentualnego kompromisu po obu stronach.

- Jakie są przyczyny wyborczego zwycięstwa Hamasu? Europa i Stany Zjednoczone uznają go za organizację terrorystyczną — dokonuje on ataków przeciwko cywilom.

- Hamas wygrał wybory z dwóch powodów. Pierwszy z nich jest taki, że ludzie mieli dość korupcji poprzednich władz. Były one nie tylko skorumpowane, ale też lekceważyły to, co leży w interesie narodu — demokrację, przejrzystość, odpowiedzialność, rozwój. Brały pieniądze i wykorzystywały je bardziej w swym własnym interesie, niż w interesie zwykłych ludzi. Drugi powód zwycięstwa Hamasu jest taki, że negocjacje, które prowadziły wcześniejsze władze palestyńskie, okazały się bezcelowe, bezowocne, uznano więc, że opór jest lepszym sposobem uzyskania niepodległości niż ustępstwa w rokowaniach. Gdyby Izrael poszedł na ustępstwa wobec umiarkowanych i zawarł z nimi porozumienie — Hamas nie uzyskałby takiej popularności.

1 2 3 4 następna strona

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?