Czytelnia

Liturgia

ks. Piotr Pawlukiewicz

No to poreformowaliśmy Kościół...

Istnieje w publicystyce taki dziennikarski chwyt, że kiedy chce się kogoś lub coś skrytykować, to trzeba sobie daną osobę lub dany obiekt krytyki przedtem dobrze wystawić. Tym bardziej, kiedy chcę się coś lub kogoś efektownie znokautować. Wtedy to, trzymając się języka bokserskiego, trzeba sobie ofiarę precyzyjnie ustawić w narożniku i aby łatwo było w nią trafić, trzeba ją zdecydowanie wyolbrzymić. Gdy ktoś chce się na przykład rozprawić z polskim klerykalizmem zdarza mu się przedstawiać jego przejawy niekiedy w ten sposób: „Na każdym programie telewizyjnym nieustannie przewijają się ludzie w koloratkach. Nieustanne transmisje mszy i nabożeństw. Nikt nie ma wątpliwości, że na prowincji, a i nie tylko na prowincji, to kler rozdaje polityczne karty. Niewierzące dzieci są terroryzowane i zastraszane w szkołach”, itd., itp. Zjawisko stare jak świat. Najpierw tworzymy wirtualną rzeczywistość, pompując jakiś jej aspekt do niebotycznych rozmiarów, a potem efektownie w nią uderzamy.

Ks. Jacek Dunin-Borkowski w artykule „Msza święta infantylna”1 postanowił skrytykować pewne aspekty tzw. Mszy dla dzieci. Zanim to uczynił, opisał, jak takie Msze wyglądają. Otóż, według Autora: Zgania się dzieci przed ołtarz i zaczyna się widowisko. [...] Słodkie maluchy zamieniają się w rozszalały żywioł. [...] Celem uspokojenia rozszalałych małych aniołków trzeba zastosować metody policyjne. [...] Ksiądz przy ołtarzu pomiędzy słowa konsekracji wtrąca „cicho teraz”, „nie gadajcie”, „przestańcie się kopać”. W dialogach księdza z dziećmi obłuda aż kapie z obu stron. Wprawdzie Autor w dalszej części artykułu zauważa, że nie wszystkie błędy [...] pojawiają się w każdej parafii, ale nie zmienia to zasadniczego wrażenia, że Msze święte z udziałem dzieci to w wymiarze ogólnopolskim coś przerażającego. A kiedy zostały już one przez taki – nieuczciwy, moim zdaniem – opis przedstawione, to druzgocąca krytyka nie jest już teraz żadnym problemem.

Obraz wydumany

Kiedy jakiś ksiądz poddaje krytycznej analizie zaobserwowane przez siebie negatywne zjawisko w duszpasterstwie, to wydawać by się mogło jako oczywiste, że chciałby przez swoją krytykę temu stanowi rzeczy jakoś zaradzić.

Zastanawiam się, co chciał osiągnąć przez swój artykuł ks. Jacek Dunin-Borkowski. Czy to, żeby Msze święte z udziałem dzieci były głębsze duchowo, bardziej wolne od pseudoduchowej tandety, żeby nie zamieniały się w podwórkowe zabawy i boiskowe festyny? Ale żeby to osiągnąć, trzeba by przekonać do sprawy księży i siostry zakonne pracujące na parafiach! To od nich głównie zależy, jaka oprawa towarzyszy mszom z udziałem dzieci. Czy artykuł „Msza święta infantylna” zachęci, pomoże, przekona księży do takich zmian? Kiedy przedstawiałem poglądy ks. Dunin-Borkowskiego pewnej siostrze zakonnej, magister teologii, zajmującej się pracą z dziećmi w jednej z warszawskich parafii, robiła się ona na przemian blada i zielona ze złości. Myślę, że nie tylko ona.

Taką właśnie reakcję łatwo było przewidzieć u parafialnych duszpasterzy – złość, a nie chęć do głębszej refleksji czy podjęcia duszpasterskiego trudu. A szkoda. Artykuł zawiera bowiem także słuszne spostrzeżenia i postulaty, które wielu duszpasterzy powinno rzeczowo rozważyć. Jednak nadmiar emocji, z jakim został napisany, nie pozwoli wielu księżom i siostrom katechetkom przyjrzeć się obiektywnie słusznym postulatom Autora. Będą na przemian blednąć i zielenieć, czytając opis tego eucharystycznego horroru wydumanego jednak chyba w pewnym stopniu przez ks. Dunin-Borkowskiego. Wydumanego – bo już osiemnaście lat jestem księdzem a o tym, żeby kapłan przerywał formułę konsekracji, aby rugnąć dzieci, to ani ja, ani moi nawet starsi koledzy nigdy nie słyszeli.

1 2 3 4 5 następna strona

Liturgia

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?