Czytelnia

Nowi ateiści

Michał Paluch OP

Michał Paluch OP Nowy misyjny ateizm. Rozczarowanie i kilka zadań, WIĘŹ 2009 nr 5-6.

W związku z ideą Boga jako radykalnie innego niż całe stworzenie mówi się dziś czasem o odległym Bogu filozofów i podkreśla konieczność odkrycia obecnego w naszym życiu Emmanuela — Boga z nami. Dowodzi to jednak tylko niezrozumienia naszkicowanej wyżej koncepcji klasycznej. Bóg transcendentny nie jest Bogiem oddalonym od świata. Wręcz przeciwnie. Właśnie i jedynie doskonale transcendentny Bóg może być Bogiem radykalnie immanentnym. Aby to jednak zrozumieć, trzeba uchwycić, iż Bóg jest immanentny nie pomimo tego, że jest transcendentny, ale właśnie dlatego, że jest transcendentny. Podobnie jak radykalna inność Boga warunkuje właściwy opis tajemnicy Wcielenia, tak też umożliwia ona zdanie sprawy z intymnej bliskości Boga wobec wszystkiego, co istnieje.

Wywód powyższy może wydać się nieco teoretyczny. Pozwalam sobie nań jednak zupełnie świadomie. W moim bowiem przekonaniu najważniejszym pożytkiem, jaki płynie dziś dla chrześcijan ze spotkania z misyjnym ateizmem, jest wezwanie do starań o lepsze, bardziej przekonujące wyrażanie boskiej transcendencji.

Po drugie: wyrazić życie

Nieco inne zadania podpowiada lektura książki Michela Onfraya. Poglądy wyrażone w Traktacie ateologicznym to melanż oświeceniowego racjonalizmu i nietzscheanizmu. Autor znajduje podstawową receptę na życie w hedonizmie Epikura. Intelektualnym wrogiem jest dla niego monoteizm judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. Stara się zresztą przedstawiać te trzy wielkie religie jako wersje jednego nurtu. Zależy mu na tym w dużej mierze dlatego, że jego ambicją jest wykuwanie, czy może raczej utrwalanie, nowej linii cywilizacyjnego sporu. Nie ma ona przebiegać — jak było zwykle dotychczas — między chrześcijaństwem a islamem, ale raczej między racjonalizmem a monoteizmem w jego różnych odmianach.

Autorowi nie brakuje pasji. Jest ona zresztą wynikiem głębokiego zranienia z dzieciństwa — Onfray przeżył traumatycznie swój pobyt w sierocińcu prowadzonym przez salezjanów, z czego wyspowiadał się obszernie w jednej ze swych licznych książek5. Niestety, namiętny ton to chyba jedyny walor traktatu. Argumentacja ześlizguje się regularnie na poziom, który nieuprzedzonemu czytelnikowi — myślę, że niezależnie od jego przekonań religijnych — każe odłożyć książkę z niesmakiem. Trudno Onfraya potraktować jako interesującego partnera dialogu, warto natomiast uznać go za wyraziciela szerszego nurtu. Spotkanie z tym nurtem każe sformułować dla chrześcijaństwa dwa ważne zadania.

Pierwsze z nich wiąże się z przedstawianą przez autora tezą, że religia to droga do „ukrzyżowania życia i celebracji nicości” (s. 83). Trudno nie dosłyszeć w niej echa twórczości Fryderyka Nietzschego, którego Onfray chce być niewiernym — w zgodzie z oczekiwaniami mistrza — uczniem. Jak wiadomo, Nietzsche postrzegał chrześcijaństwo jako religię resentymentu, która ograbiła człowieka z jego prawdziwej wielkości, i wzywał do odkrycia pełni życia. Drogę do pełni życia miały zaś umożliwiać transgresje — także i głównie w sferze moralności.

Konfrontacja z wizją Nietzschego jest nam dziś bardzo potrzebna. Mimo że minęło ponad sto lat od śmierci proroka śmierci Boga, spośród wszystkich krytyków chrześcijaństwa ostatnich dwóch wieków był on z pewnością autorem najciekawszym, a jego twórczość oddziałała bardzo szeroko. Co jeszcze ważniejsze, jak to przed laty pokazał Max Scheler, dzieło Nietzschego — jeśli znaleźć właściwą perspektywę — może pomóc oczyszczać i pogłębiać chrześcijańską tożsamość.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Nowi ateiści

Michał Paluch OP

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?