Czytelnia

Nowi ateiści

Michał Paluch OP

Michał Paluch OP Nowy misyjny ateizm. Rozczarowanie i kilka zadań, WIĘŹ 2009 nr 5-6.

Nietzsche stawia chrześcijaństwu pytanie o to, czy jest religią życia. Nie chodzi przy tym o ochronę życia we wszelkich jego formach — pod tym względem Kościół katolicki w ciągu ostatnich dziesięcioleci bez wątpienia zdaje egzamin. Chodzi o doświadczanie życia, wyzwalanie człowieczeństwa — czy potrafimy dziś w taki sposób żyć ideałami Chrystusa, by można było uznać za zupełnie bezpodstawne insynuacje dotyczące budowania tożsamości na resentymencie wobec tego, co poza naszym zasięgiem.

Oczywiście, mamy dziś szereg argumentów, które możemy przeciwstawić krytyce Nietzschego: przecież fundamentem chrześcijaństwa jest Zmartwychwstanie, pełnia nowego życia, to ono jako cel drogi nadaje chrześcijańskiemu życiu smak i sens; krytyka Nietzschego była trafna w odniesieniu do burżuazyjnej kultury mieszczańskiej, w której przyszło mu żyć, skierowanie ostrza wywodów przeciw chrześcijaństwu było pomyłką; goniąc za wielkością człowieczeństwa, Nietzsche nie docenił rewolucji w pojmowaniu miłości, jaką przyniósł Chrystus, itd., itp. Odwołując się jednak do tego typu, słusznych skądinąd, racji, nie powinniśmy zapominać, że siła stymulująca myśli Nietzschego polega na jej bardzo osobistym i, chciałoby się powiedzieć, praktycznym charakterze. Nie chodzi o słuszne teorie, ale o przekonujące doświadczenie.

Czy dziś nad Wisłą, anno Domini 2009, doświadczamy chrześcijaństwa jako wyzwalania do pełni życia? Nie wiem, jaka jest odpowiedź na to pytanie. Z pewnością nie jest jedna. Myślę jednak, że dla czytelności chrześcijańskiego świadectwa pytanie to ma znaczenie fundamentalne. Zadając je, powinniśmy przyjrzeć się uważnie naszemu sposobowi myślenia o Zbawieniu — odpowiedziom, jakich udzielamy na rodzące się w nas i w innych pytania o krzyż, cierpienie, ofiarę, zadośćuczynienie. Ale równie istotny jest sposób przedstawiania przez nas wymagań moralnych, podejście do miłości czy przyjemności. Czy tylko mnie się tak wydaje, czy też rzeczywiście wciąż na naszych ambonach dominuje płynące z resentymentu moralizowanie?

Po trzecie: zachować rozum

Kolejne zadanie, które pozwala dostrzec książka Onfraya, dotyczy racjonalności. Autor Traktatu ateologicznego powtarza jak refren, że religia jest wrogiem rozumu. Zarzut nie ma w sobie oczywiście nic oryginalnego. Należy do żelaznego zestawu oświeceniowej krytyki religii. Właściwie wszyscy misyjni ateiści odwołują się doń z entuzjazmem.

Krytyka tego rodzaju jest właściwie oburzająca — cywilizacja europejska została dogłębnie ukształtowana przez religię Logosu, chrześcijaństwo promowało racjonalne badania, nawet jeśli niekiedy zwracały się one z czasem przeciw niemu. Nie jest też zapewne przypadkiem, że największy rozwój racjonalnych poszukiwań i badań empirycznych przydarzył się części świata uformowanej przez religię Jezusa Chrystusa.

Nie oznacza to oczywiście, że z oświeceniowym racjonalizmem chrześcijaninowi po drodze. Musimy jednak dobrze rozumieć różnice w podejściu do rozumu i precyzyjnie je wyrażać. Oświeceniowy racjonalizm grzeszy przez niedomiar, a nie przez nadmiar. To znaczy: jego problemem nie jest zachwyt rozumem — rozum to naprawdę nasz największy skarb. Problemem jest natomiast niezdolność odniesienia rozumu do Boga, brak gotowości uznania w rozumie daru Stwórcy.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Nowi ateiści

Michał Paluch OP

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?