Czytelnia

Jan Paweł II

Zbigniew Nosowski

Nowy Mojżesz, towarzysz w drodze, Ze Stefanem Frankiewiczem rozmawia Zbigniew Nosowski, WIĘŹ 2003 nr 10.

– Zamach 13 maja stanowił niewątpliwie dla wielu ludzi ważne wydarzenie, także w ich życiu duchowym. A czym był on dla ciebie?

– Wyznam szczerze, że od początku imponował mi oczywiście, jak wielu ludziom, ogromny rozmach apostolski Papieża, jego graniczący niemal z naiwnością, jak napisał kiedyś Richard J. Neuhaus, optymizm co do możliwości zmian na lepsze w świecie w dziedzinie polityki, ekonomii czy przestrzegania praw człowieka. Tej mojej szczerej fascynacji towarzyszyły jednocześnie pewne rozterki. Pojawiły się one także po zamachu, w okresie powracania Jana Pawła II do normalnego życia. Odtwarzana przez kilka niedziel z taśmy modlitwa maryjna Papieża, jego udział w uroczystościach Zesłania Ducha Świętego zaledwie w parę tygodni po zamachu... Pamiętam też pierwszy powrót ze szpitala do Watykanu: witaliśmy go na dziedzińcu św. Damazego. Był wymizerowany, zmęczony, w zbyt obszernej po niedawnych przejściach sutannie, ale jednak uśmiechnięty, rozmawiał serdecznie z ludźmi, głaskał dzieci watykańskich Szwajcarów...

Nie mogłem sobie wtedy dać rady z tym obrazem herosa, z jego nadludzką duchową i fizyczną siłą w powracaniu do życia i przezwyciężaniu dotkliwych przecież ograniczeń. Obrazy herosów imponują w antycznych eposach, spotykani na co dzień – onieśmielają i tworzą dystans. Swoimi wątpliwościami dzieliłem się z przebywającym wtedy w Rzymie księdzem Januszem Pasierbem. Poradził mi, bym poczekał do pierwszych po chorobie spotkań Jana Pawła II z chorymi, z różnego rodzaju ludzką biedą. Miał rację. Wraz z upływem lat coraz bardziej zdawałem sobie sprawę z tego, że modlitwa Papieża za chorych staje się przejmującą modlitwą „z chorymi”, a wezwania do solidarności z zepchniętymi na margines i nieustanne głoszenie „opcji preferencyjnej na rzecz ubogich” sprawiają wrażenie nie najbardziej nawet żarliwych wezwań, lecz świadectwa osobistego utożsamienia się z ludźmi potrzebującymi pomocy i miłosierdzia.

Na początku pontyfikatu odnosiłem wrażenie, że Papież Wojtyła przemawia siłą swoich osobistych darów i charyzmatów, i że sama moc jego słów zdolna jest kruszyć mury. Po zamachu rosło we mnie coraz bardziej przeświadczenie, że także w przypadku Jana Pawła II prawdziwe są słowa Claudela: „Im bliżej jesteśmy wysokich gór, tym czujemy się mniejsi”.

– Dotykamy tu już ważnego i rozległego obszaru działalności Jana Pawła II, jakim jest jego nauczanie społeczne. Jak scharakteryzowałbyś ewolucję pontyfikatu w tym zakresie?

– To ważne pytanie. Ważne, ponieważ tak bardzo już przywykliśmy do nieustannych interwencji Papieża na rzecz praw człowieka i praw narodów, sprawiedliwości społecznej i życia w pokoju, do roli Stolicy Apostolskiej jako powszechnie szanowanego „eksperta od spraw człowieka”, że często zapominamy o rewolucyjnych wręcz zmianach, jakie wprowadził obecny pontyfikat. Nie zdajemy sobie w pełni sprawy ani ze skali tych zmian, ani z ewolucji sposobów papieskiej służby „sprawie człowieka”, zmieniających się pod wpływem wydarzeń w świecie i niespotykanych wcześniej zagrożeń.

Obrona praw człowieka dla Jana Pawła II to nie tylko, jak było w przypadku jego poprzedników, uprzywilejowana droga ku pokojowi, ale od początku samo centrum jego troski i duszpasterskiej odpowiedzialności, niejako serce licznych encyklik społecznych. Sami na sobie doświadczyliśmy tej właśnie troski, począwszy od pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny w 1979 roku, poprzez całą dekadę lat osiemdziesiątych. Jednak nie tylko sam prymat praw człowieka stanowi uderzające novum. Jest nim również ten sam wciąż antropologiczny punkt wyjścia: każdy bez wyjątku człowiek zasługuje na miłość i poszanowanie jego podstawowych praw, w tym prawa do życia w pokoju, ze względu na swą niepowtarzalną godność.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 następna strona

Jan Paweł II

Zbigniew Nosowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?