Czytelnia
ks. Andrzej Draguła, Między wieżą Babel a Pięćdziesiątnicą. O współczesnym języku religijnym, WIĘŹ 2004 nr 7.
Dorota Zdunkiewicz-Jedynak twierdzi, iż najwyraźniejszym przejawem kryzysu słowa jest zanik dawniej wyraźnej granicy dzielącej zjawiska święte i świeckie, a nawet pomieszanie elementów językowych należących do poziomu wyższego i niższego, ze sfery sacrum i profanum. Wtórują jej Renata Przybylska i o. Wiesław Przyczyna pisząc, iż oto zaciera się na poziomie i językowym, i pojęciowym granica między sacrum i profanum, tym co święte a tym co świeckie. Czy jednak rzeczywiście można się zgodzić z tezą, iż język obsługuje osobno sferę doświadczeń religijnych i sferę doświadczeń pozareligijnych (R. Przybylska, o. W. Przyczyna)? Jeśli tak, to trzeba by się zgodzić z Renatą Przybylską, która twierdzi, iż życie religijne jest specjalnym zakresem życia człowieka – więc i język, którym mówimy o doświadczeniach z tego zakresu z natury, jest specjalny, inny.
Laicyzacja czy sakralizacja?
U źródeł tych twierdzeń trudno nie dostrzec jednak fałszywego przekonania o jakiejś dualistycznej, nieciągłej naturze świata; przekonania, iż rzeczywistość, w której żyjemy, rozpada się na Bożą i nie-Bożą, świecką i wydzieloną ze świeckości. Czy można się dzisiaj jeszcze z taką tezą zgodzić?
W kwartalniku „Christianitas” ukazała się przed kilku laty ciekawa rozmowa nt. budownictwa sakralnego i symboliki świątyni15. Jeden z rozmówców, podejmując kwestię teologii świątyni, powiedział: Kościół przed przełomem był imago mundi, obrazem świata. To było tak, że doznania, którym człowiek był poddawany w swoim codziennym życiu, były takie same jak w kościele. Drzwi kościoła, katedry były granicą, ale wcale nie tak wielką. [...] Dziś, gdy wyobrażamy sobie idealny kościół naszego czasu, to brama do niego prowadząca będzie bramą, gdzie człowiek będzie radykalnie zmieniał swój stan. On będzie przechodził między dwoma różnymi światami. Wspomniany przełom to zakwestionowanie dotychczasowego jednorodnego świata, który rozpoczął się w Renesansie i ostatecznie został utwierdzony w Oświeceniu. Wtedy właśnie dokonała się autonomizacja świata i doczesności poprzez wyłączenie jej spod Bożych prerogatyw. Dzisiaj, po II Soborze Watykańskim, nie da się już rozumieć Kościoła jako pobożnej formy eskapizmu, wspólnoty ludzi uciekających ze skażonego świata, ale trzeba rozumieć Kościół przede wszystkim jako wspólnotę posłaną do świata, aby go przemieniać i przywracać utraconą jedność. Właśnie dlatego teologia nie uznaje już świątyni jako przestrzeni wydzielonej ze świata, a raczej widzi w niej swoiste lustro, które dalej odbija świat zewnętrzny16. Czy tej metafory lustra nie można by zastosować do opisu współczesnego języka religijnego?
Czy bać się zatem związków języka sakralnego z potocznym? Pytała tak niegdyś Irena Bajerowa, odpowiadając: Nie bójmy się tu laicyzacji, a raczej podtrzymujmy te związki jako sakralizujące świat17. Jestem przekonany o słuszności tej lingwistyczno-teologicznej intuicji. Powrót języka potocznego do języka religijnego jest sposobem na przywracanie jedności świata, który rozpadł się na dwa: sakralny i sprofanowany, kościelny i świecki, sprzed i zza drzwi katedry. Tak dalece świat rozpadł się na dwa, iż nie godzi się już o Bogu mówić językiem sprzed drzwi katedry, ani językiem rynku (którym zresztą pięknie i zręcznie posługiwał się Jezus), ani językiem dyskoteki. Czyżby były wewnętrznie skażone?
Co w zamian?
poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 następna strona