Czytelnia

Jan Paweł II

Anna Karoń-Ostrowska

Anna Karoń-Ostrowska

Obecność

Jan Paweł II mawiał, że można go zrozumieć tylko od wewnątrz. Tymczasem większość komentatorów próbuje analizować jego pontyfikat poprzez to, co robił, a nie poprzez to, w jaki sposób był. „Bycie”, „obecność” wydają się słowami-kluczami do zrozumienia fenomenu tego Papieża.

Czym była ta — trwająca ponad 26 lat — obecność Jana Pawła II wśród nas? Czy ogarnąć ją możemy dopiero teraz, gdy jej nam coraz bardziej brakuje? Gdy z rosnącym bólem doświadczamy rozstania? A może nie jest to rozstanie, tylko inny rodzaj obecności, której dopiero zaczynamy się uczyć?

Obecność jest czymś, co się czuje, czego doświadcza się bezpośrednio i trudno się co do niej pomylić — ktoś jest albo go nie ma. Co prawda można być byle jak, można być, jakby się nie było, można słuchać, ale nie usłyszeć, patrzeć i nie widzieć. Jednak zawsze drugi człowiek wyczuje i odkryje tę bylejakość czy udawanie. Odsunie się, zamknie i sam też będzie byle jak. Dlatego nie ma tu stanów pośrednich, nie można trochę być i trochę nie być.

Jan Paweł II — był. Był z nami i był dla nas. Był z konkretnymi ludźmi, których spotykał na swojej drodze, był z tymi, którzy — jak napisał w Testamencie — zostali powierzeni jego szczególnej trosce, był z Kościołem i był ze światem we wszystkich dramatycznych i wspaniałych wydarzeniach przełomu XX i XXI wieku. Jego obecność wyrażała się słowem, modlitwą, gestem, apostolskimi podróżami na wszystkie kontynenty, niezliczonymi mszami, homiliami, adhortacjami, encyklikami i innymi dokumentami, kanonizacjami, decyzjami i wyborami dróg duszpasterskich i dyplomatycznych.

Trudził się, jego obecność nie była bierna ani statyczna. Miała w sobie wielki dynamizm twórczości i nieustannego wysiłku dążenia do przodu, podążania wciąż dalej, dalej… Wiedział, że sama obecność nie wystarczy. Aby mogła być zrozumiana, dobrze odczytana i przyjęta, musi wyrażać się w tysiącu gestów — zwykłych, powszednich, i tych wielkich, które zapisują się na zawsze, w pamięci konkretnych osób i w pamięci społeczeństw. Zdając sobie sprawę z wagi takich gestów — potrafił je czynić. Napisał kiedyś:

Jeżeli zaś nasze dni wypełniają uczynki zwyczajne,
w których ciągle samo wnętrze czynu niedostępny przesłania gest,
to jednak żywimy tę pewność, że kiedyś gest ów odpadnie,
a zostanie w uczynkach naszych tylko to, co naprawdę jest.
(„Myśl jest przestrzenią dziwną”, IV: „Dla towarzyszów drogi”; 1952)

To, co naprawdę jest — gest odpadł, zostało samo wnętrze czynu. Czy wiemy, czym ten „czyn” jest, czym był? Czy potrafimy go wydobyć i nazwać? Próba jednoznacznej odpowiedzi — dana tak szybko — byłaby zuchwalstwem i głupotą. Dotykamy tu zbyt subtelnej materii, która wymyka się prostym diagnozom. Kiedy jednak czytam papieski Testament pisany przez ponad dwadzieścia lat w czasie rekolekcji, kiedy trwaliśmy przy Nim w czasie jego wędrówki ku śmierci i w śmierci samej — czuję, że dotykam nienazwanego, że dotykam Boga. I jest to dotyk prawie namacalny, jak bezpośrednio doświadczana była obecność Jana Pawła II wśród nas.

Być może właśnie na tym polega obecność świadka, obecność świętego, że poznajemy nie tylko jego, ale i Kogoś, kto przez niego nam się udziela, odsłania, pokazuje swój ślad, jakby mówił: „tak oto jestem, ale jeszcze bardziej, jeszcze mocniej, jeszcze głębiej…” Wtedy zaczynamy Go szukać, idąc po śladach, które zostawia świadek. Możemy ich dotknąć ręką, postawić stopę w miejscu, gdzie stała stopa świadka, świętego. Czy wtedy dotykamy Boga?

1 2 3 następna strona

Jan Paweł II

Anna Karoń-Ostrowska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?