Czytelnia

Historia

Polacy - Żydzi

Marcin Zaremba, Oni mordują nasze dzieci. Mit mordu rytualnego w powojennej Polsce, WIĘŹ 2007 nr 10.

Parter i pierwsze piętro domu, w którym zostały znalezione zwłoki dziecka, zajmowały rodziny polskie. Mieszkania na piętrze drugim służyły za swego rodzaju hotel dla kilkunastu mężczyzn narodowości żydowskiej, którym udało się ocaleć z Zagłady.

Dalszy przebieg wydarzeń nocy z 11 na 12 czerwca znamy z relacji Jonasa Landesmanna, później oskarżonego o zabójstwo dziewczynki, mieszkańca drugiego piętra. „O godz. 12-ej w nocy dom otoczyło około 200 milicjantów; do naszego mieszkania weszło około 20 milicjantów. Zachowali się brutalnie, wołali: «S...syny, zachciało się wam Polski, mordować będziecie»”. Przeprowadzali rewizję, podczas której w nieużywanym piecu znaleźli trochę kobiecych włosów. Jeden z milicjantów uznał to za dowód palenia zwłok. Inny — prawdopodobnie w stanie wzburzenia — zaczął strzelać po ścianach. „W jednym kuble znaleźli krew zabitych przez rzezaka kur i koszulę jednego Żyda, który tam mieszkał, a która była skrwawiona od pękniętego wrzodu, który miał na ciele”8. W aktach sprawy jest też mowa o znalezieniu kartki z zeszytu dziewczynki9, o czym Landesmann nie wspomina. Następnie żydowscy mieszkańcy drugiego piętra zostali sprowadzeni do piwnicy, gdzie pokazano im zwłoki dziecka. Wówczas milicjanci mieli oznajmić, że „krew została wyciągnięta dla celów rytualnych i że poprzedni właściciel tego mieszkania, rabin dr J. Leib Thorn, obecnie Rabin Polowy w Warszawie jest wmieszany w tę sprawę”10.

Tym samym reaktywowany został mit mordu rytualnego. Milicjanci prawdopodobnie znali go z dzieciństwa. Gdy odkryli zwłoki dziewczynki i dowiedzieli się, że w tym samym domu mieszkają Żydzi, odruchowo wykorzystali go do stworzenia w istocie fałszywej definicji sytuacji: Żydzi zabili. Teraz potrzebowali tylko dowodów, które znaleźli po przeszukaniu mieszkania Landesmanna. Autentyczną kartkę z zeszytu dziewczynki najpewniej podrzucili później. Dotychczasowe podejrzenia urosły do rangi prawdy. Zadziałał mechanizm samospełniającego się proroctwa, którego kołem zamachowym okazał się mit mordu rytualnego.

Rzeszowscy milicjanci zapewne pochodzili ze wsi. Jak większość ówczesnej kadry MO bez przeszkolenia, najczęściej „z lasu” trafiali do milicji. Nie mieli pojęcia o technice prowadzenia dochodzenia w sprawie o zabójstwo, w tym o konieczności zachowania milczenia „dla dobra śledztwa”. Niewątpliwie w stanie silnego wzburzenia odkryciem zwłok zmaltretowanego dziecka mogli chcieć się pochwalić, że oni już o tym wiedzą. Nie sądzę, by kierowała nimi chęć prowokacji. Nie ma żadnych dowodów zaangażowania w jakikolwiek z powojennych pogromów polskich ewentualnie radzieckich służb. Systematycznie odkrywane dokumenty z tzw. teczki Stalina nie dają też przesłanek pozwalających wnosić, że w tym czasie władze ZSRR w ogóle brały pod uwagę posłużenie się prowokacją antysemicką11. Bardziej prawdopodobne jest rozwiązanie najprostsze — milicjanci po prostu wierzyli w mit mordu rytualnego, a zwłoki dziewczynki i „odkryte” dowody potraktowali jako jego potwierdzenie. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na podobne okoliczności, które doprowadziły do pogromu w Kielcach czy prób wywołania zajść w Kaliszu. Tam również ważnym aktorem wydarzeń okazali się milicjanci.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 następna strona

Historia

Polacy - Żydzi

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?