Czytelnia

Jacek Borkowicz

Osobliwość początku i końca, z Ireneuszem Kanią rozmawia Jacek Borkowicz, WIEŹ 2000 nr 12.

To obraz zstępujących zapaści.

Zstępujących kolapsów i kolejnych ekspansji. Otóż wynikiem ekspansji Boga — Istoty poza wszelkimi predykatami, o której się w sposób obrazowy mówi się Ein Sof, czyli „Bez Kresu” — ekspansji dokonywanej już w czasie, są te cztery kolejne emanacje światła, a każda z nich złożona jest ze światła ciemniejszego i gęstszego. Ta ostatnia, której rezultatem jest świat nam znany (olam ha Asija), jest światłem ciemnym, resztką pierwotnego blasku. W moim przekonaniu ta resztka (reszimu) jest tożsama z potwierdzonym matematycznie przez Penziasa i Wilsona w 1962 roku promieniowaniem tła (resztkowym), o temperaturze bliskiej bezwzględnemu zeru. To właśnie resztki pierwotnego światła, wyemanowanego przez Ein Sof z punktu geometrycznego.

By postawić kropkę nad „i”, trzeba powiedzieć, że wizja ta przypomina do złudzenia centralną koncepcję standardowego modelu Wszechświata, która posługuje się pojęciem osobliwości początkowej i według której promieniowanie tła, odkryte drogą spekulatywną przez Lemaitrea, uważane jest za stygnącą na krańcach Wszechświata pozostałość pierwotnej eksplozji Wielkiego Wybuchu, eksplozji niewyobrażalnie gorącej substancji, która — jak twierdzą współcześni fizycy — w niewyobrażalnie krótkim czasie początkowym była po prostu światłem.

Tę koncepcję opisał dokładnie Luria, ale jej zarys mógł wziąć z wcześniejszych rękopisów. Istnieje tekst gnostycki, zachowany tylko w przekładzie koptyjskim, w którym jest mowa o tym, że Bóg przed stworzeniem Wszechświata „skurczył się”, wycofał się w głąb samego siebie.

Jedna z teorii hiperprzestrzeni mówi o pierwotnym, dziesięciowymiarowym Wszechświecie, w którym sześć wymiarów „zapadło się” w sobie do niewyobrażalnie małych rozmiarów, zaś pozostałe cztery trzy przestrzenne i jeden czasowy pozostają dostępne naszym zmysłom. Czy w kategoriach myślenia kabalistycznego owych utraconych sześciu wymiarów nie można by po prostu określić pojęciem raju? Współczesna teologia chrześcijańska mówi o nim, jako o stanie, nie miejscu, ale może jednak stare wyobrażenia nie są tak bardzo pozbawione sensu?

Wchodzimy tu na grunt teologii par excellence. To ciekawy trop, jeśli raj będziemy traktować jako rzeczywistość pośrednią między naszym światem a Niepoznawalnym. Ale w kabale nie natknąłem się na ten wątek. Nie widzę tu światełka w tunelu.

Chciałbym teraz zwrócić uwagę na pewne istotne cechy kabały. Po pierwsze na jej antropocentryzm. W ujęciu kabalistycznym Bóg przechodzi ewolucję od Ein (nicość) do Ani (ja) i w toku dzieła stworzenia uzyskuje coraz większy stopień samoświadomości. Co więcej — do uzyskania pełni samoświadomości stworzenie jest Mu potrzebne. A pełnię samoświadomości uzyskuje w człowieku, w „ja”.

Kolejny centralny wątek kabały, to spekulacja językowa, gnoza lingwistyczna. Doszukiwanie się w najgłębszej strukturze świata struktury języka

To nic innego, jak koncepcja Wittgensteina!

Na poziomie naiwnym opisuje to księga „Zohar”, podstawowy traktat kabalistyczny. Tworzywem, substancją świata jest tam Tora — a więc język. Mówi się tam o literach alfabetu hebrajskiego, spośród których każda ma wartość liczbową. Ich rozmaite kombinacje i permutacje (w kabale opisuje się ten proces za pomocą technik gematrii) tworzą budujące świat substancje, a wzajemne między nimi związki dają się opisać przez odnajdywanie wzajemnych związków między elementami języka. Spółgłoski to kościec świata, zaś samogłoski — to owiewający go duch. To znowu są pomysły pitagorejskie.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 następna strona

Jacek Borkowicz

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?