Czytelnia

Małżeństwo: reaktywacja

Maria Rogaczewska

Monika Waluś

Maria Rogaczewska, Monika Waluś, Po rewolucji seksualnej: małżeństwo?, WIĘŹ 2009 nr 11-12.

Wydaje się, że na kryzysie małżeństwa zaważyło też swoiste lekceważenie jego znaczenia i wartości. Przez całe wieki uznawano je za równie oczywiste jak jedzenie i picie, ale przecież trudno do tak „naturalnych” spraw zachęcać — raczej wskazywano zatem na konieczność ograniczeń, umiaru i na wyższe funkcje. W rezultacie zauważano wspaniałość małżeństwa głównie wtedy, gdy jedna strona znosiła niewygodne cechy współmałżonka, najczęściej — żona wady męża.

Czy jako chrześcijanie potrafimy, zamiast bronić małżeństwa, wskazać na coś pięknego, energetycznego, radosnego, możliwego tylko w nim?

Niegdyś schemat małżeństwa, także chrześcijańskiego, był prosty: mąż miał zapewniać finanse żonie i dzieciom, ona budowała dom — zapewniała ciepło rodzinne, pozytywne emocje, wsparcie psychiczne, w miarę potrzeb wyciszanie negatywnych emocji męża. W praktyce taka żona była jednak niewładna w kwestii decyzji, samodzielności ekonomicznej i prawnej. Żyła nie swoim życiem, a wyłącznie życiem męża i dzieci, a mąż realizował swe potrzeby „poprzez” żonę. Dzisiaj w Polsce, a w wielu krajach znacznie wcześniej, zasady te przestały już wystarczać. Przyczyniły się do tego m. in. czasy powstań, wojen, wstrząsów ekonomicznych, awans społeczny kobiet.

Szczególnie w związku z przemianą sytuacji kobiet, widać dziś w krajach rozwiniętych różne próby stworzenia nowych zasad małżeństwa. Proponuje się nowe rozwiązania. Jednym z propagowanych schematów jest perspektywa lewicowa — założenie radykalnej demokratyzacji wszelkich wspólnot, a więc także małżeństwa. Każdej osobie usiłuje się przyznać pewne prawa, każda osoba jest jednostką — podmiotem prawa. Koncepcja lewicowa może chronić w przypadku większych nadużyć, jednak czy daje możliwość tworzenia wspólnoty?

Sęk w tym, że jesteśmy uczeni dochodzenia swoich praw w sklepie, w urzędach, instytucjach, jednak nie za bardzo umiemy wyrażać naszą ludzką bezbronność i nasze ludzkie potrzeby bycia kochanym; pragnienia, by ktoś przyjął wobec nas zobowiązanie wierności niezależnie od upływu czasu, aby ktoś chciał naszego wsparcia w trudnościach, niezależnie od własnych słabości, aby ktoś nie obawiał się, że wybrana osoba lada moment spotka kogoś, kto bardziej poruszy jej uczucia. Niegdyś uczciwością określano wierne trwanie przy przyjętym zobowiązaniu, dziś można usłyszeć, że młoda para w ramach uczciwości zamierza się wzajemnie informować o każdej sytuacji, gdy atrakcyjna wyda się inna osoba...

„Wolność” kojarzy się przede wszystkim z brakiem zobowiązań (naszych czy istniejących wobec nas) nie umiemy jednak godzić wolności z byciem we wspólnocie, która z natury — jak każda miłość, przyjaźń i życie wspólne — wytycza horyzont wolności. Wydaje się, że pragniemy dziś więcej wolności niż jesteśmy w stanie znieść i niż jest to dla nas samych dobre.

Jednocześnie, w wieku wielkiej tolerancji, nie umiemy znaleźć tolerancji, cierpliwości i pokory wobec własnych (i innych ludzi) ułomności, przemian, etapów. To, na co kiedyś przymykano oko i tolerowano, nazywamy fałszem i nie jesteśmy w stanie zdobyć się na jakąkolwiek tolerancję. To, co chcemy tolerować dzisiaj, przynosi nieraz znacznie więcej nieszczęścia niż dawna tolerancja lub dawny jej brak.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 następna strona

Małżeństwo: reaktywacja

Maria Rogaczewska

Monika Waluś

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?