Czytelnia

Jerzy Sosnowski

Pokaż język, Dyskutują: Eligiusz Szymanis, Bartłomiej Chaciński, Jerzy Sosnowski WIĘŹ 2006 nr 11.

J. Sosnowski: Póki rzeczywistość religijna była skonwencjonalizowana w sposób nieświadomy, nie było problemu z aprobatą dla wypowiedzi produkowanych zgodnie z tą konwencją. W momencie kiedy zaczęliśmy uświadamiać sobie stopniowo, że formy wyrazu są skonwencjonalizowane, a zatem można by je zacząć odrywać od konwencji i indywidualizować, wówczas zrodziło się pomieszanie języków, i w efekcie mamy do czynienia ze zjawiskiem, które w religii katolickiej jest uderzające i niepokojące. Otóż, pojawiła się pewna społeczna większość, z definicji nie mająca zaufania do wielkich jednostek, a to one mogłyby odświeżać konwencjonalny język. Kiedy poeta — który jako jeden z niewielu potrafi wydobyć język ze skostniałych konwencji — nie jest mile widziany, wspólnota woli powtarzać wzorce, albo oddaje odnawianie języka w ręce niezbyt poetyckie.

B. Chaciński: Jednym z niewielu przykładów tych, którym udało się odkonwencjonalizować język religijny, jest „Arka Noego”.

— Z pewnością, tyle że nie wszyscy są w stanie akurat w takiej konwencji się odnaleźć.

J. Sosnowski: Miałem na swojej stronie internetowej przyjemność sprowokowania dyskusji na temat: na ile religijność mieści się w obrębie doświadczenia człowieka nowoczesnego. Dla internautów — jak się okazało — nie było to wcale oczywiste. Pewna osoba, odwołująca się do braku własnego doświadczenia tego typu, broniła bardzo stanowczo poglądu, jakoby doświadczenie religijne stanowiło pewną umowę językową. Bardzo źle zareagowała na moje dość brutalne stwierdzenia, że człowiekowi pozbawionemu słuchu nie jestem w stanie wytłumaczyć piękna Bacha i w związku z tym uważam że akurat w tej dyskusji jest niekompetentna. Brak doświadczenia automatycznie falsyfikuje język, to jest oczywiste. Istnieje ryzyko, że jeżeli doświadczenia natury religijno-duchowej zaczną być w języku traktowane coraz dosadniej, to prędzej czy później dorobimy się ludzi, którzy albo nie będą mieli języka do opisania tych doświadczeń, albo nie będą mieli samego doświadczenia.

— Dotyczy to nie tylko doświadczenia religijnego. Chcielibyśmy pytać tutaj Panów nie tylko o duszę w ogóle, ale o polską duszę. Skoro ją przywołujemy, warto zapytać o nasz model patriotyzmu. Tu też mamy problem z językiem.

J. Sosnowski: Rzeczywiście bardzo często mówimy dziś o patriotyzmie posługując patriotycznymi frazesami, mamy kłopot z przetłumaczeniem ich na inny język, a w związku z tym również z przełożeniem na inne doświadczenia. Obawiam się, że jeżeli w jakiejś sferze języka mamy do czynienia wyłącznie ze starymi związkami frazeologicznymi, to istnieje bardzo poważne ryzyko, że jesteśmy zwolnieni z obowiązku, a może nawet z możliwości doświadczenia ciężaru tych synonimów. Swój stosunek do sprawy załatwiamy po prostu poprzez wygłoszenie kilku zgrabnych zdań.

— Spróbujmy może pójść wstecz, czy na przykład dwieście lat temu, z języka polskiego łatwiej było wywieść wzór polskiego patriotyzmu czy w ogóle portret Polaka? Czy polszczyzna dwieście lat temu lepiej opowiadała o naturze Polaków niż ta współczesna?

E. Szymanis: Pierwsza odruchowa odpowiedź brzmi: lepiej. Polszczyzna sprzed dwustu lat była bowiem bardziej wyrazista. Zaraz nasuwa się jednak refleksja, że przecież duża część Polaków mówiła wówczas na co dzień po francusku, elity traktowały język polski jako ekwiwalentny wobec francuskiego, w związku z czym sprawa nie jest już taka jednoznaczna. Poza tym język tamtych czasów znamy w dużej mierze z literatury, naszą wiedzę o nim trudno więc porównywać z wiedzą na temat języka współczesnego. Zajmuję się zawodowo romantyzmem, zatem pytany o polską duszę powinienem teoretycznie mówić, że decydujący wpływ na jej charakter miał romantyzm.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 następna strona

Jerzy Sosnowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?