Czytelnia

Jerzy Sosnowski

Pokaż język, Dyskutują: Eligiusz Szymanis, Bartłomiej Chaciński, Jerzy Sosnowski WIĘŹ 2006 nr 11.

— A nie miał?

E. Szymanis: Miał, tylko znowu niekoniecznie tak wprost, jak się nam wydaje. Dobrze obrazuje to dość banalny przykład. Cudzoziemcy zwracają zazwyczaj ze zdziwieniem uwagę, że Polacy mają skłonność do bardzo pesymistycznego diagnozowania swej sytuacji. Jeżeli Polakowi jest rzeczywiście rewelacyjnie, na pytanie, jak mu się powodzi, odpowie: jako tako. I to jest najwyższy poziom zadowolenia, na jaki Polak jest w stanie się zdobyć, natomiast Amerykanin jest niemal zawsze zachwycony, ponieważ ma prawo być zachwycony. Skażeni jesteśmy cierpieniem, mamy poczuciem krzywdy, przeświadczeni jesteśmy, że znaleźliśmy się w niekoniecznie najlepszym miejscu geograficznym i w szczególnie trudnych okolicznościach historycznych. I teraz pytanie: jeżeli leczymy się z tego, oznacza to, że kształtujemy nową polską duszę, czy może porzucamy, wyzbywamy się polskiej duszy? Co dla polskiej duszy znaczy to, że dzisiaj polski nastolatek niewiele różni się w sposobie myślenia i postrzegania świata od nastolatka z Francji?

Z innej strony

B. Chaciński: Zawsze tak było, że polska dusza wyraża się tylko po części w języku, dziś być może bardziej ma wyraz niewerbalny. Wciąż jednak obcokrajowcy patrzą na nas jako na naród mający pewne cechy wyjątkowe, jakąś wyjątkową duszę właśnie. Odkrywają ją nie poprzez polski język, bo nawet jeśli próbują się go uczyć, zazwyczaj nie osiągają zbyt dużego stopnia zawansowania. Mimo to uważają, że wiedzą coś na temat polskiej duszy, twierdzą bowiem, że Polacy są pod pewnymi względami ciekawsi, bardziej szczerzy, bardziej bezpośredni niż inne narody. Potrafimy funkcjonować na Zachodzie bez własnego języka, uczymy się języków obcych, być może w jakiś inny sposób używamy tych języków, skoro cały czas obraz Polaka jest w miarę spójny. Wynikałoby z tego, że duszę zachowujemy.

E. Szymanis: Spójrzmy na to z trochę innej strony. Jeśli ja formułuję dzisiaj komunikat, że oto członek grupy militarnej wrzucił bombę do kawiarni, jakie Państwo mają skojarzenia?

— Jakiś fundamentalista arabski obwiesił się bombami, wszedł do kawiarni i...

E. Szymanis: ... przeszedł do ogrodów Allaha? Tymczasem tak było w samym centrum Warszawy, niemal pod dzisiejszą palmą, bo na Empiku przy Nowym Świecie wmontowana jest tablica poświęcona takiemu wydarzeniu. Zamach na Caf Club, dokonany w październiku 1942 przez komunistyczną Gwardię Ludową — polegał właśnie na tym, że wrzucono wiązkę granatów do kawiarni. Mniejsza o realia okupacyjne. AK nawet wówczas wydawała bowiem wyroki na konkretnych zbrodniarzy, a nie wrzucała bomby. Jednak przy wszystkich rozliczeniach akurat ten fakt niczyich wątpliwości nie budził. Nasza okupacja, nasza historia wyznaczają tereny wyjątkowe, do których ogólnie przyjęte dziś zasady waloryzacji językowej nie pasują. Nie powiemy więc o „zamachu terrorystycznym”, a o „akcji odwetowej”. W latach siedemdziesiątych Roman Bratny napisał opowiadanie „Abu Null”, którego niemal pozytywnym bohaterem był arabski porywacz samolotu. Jeszcze wówczas byliśmy w stanie porywaczy samolotów widzieć jako bojowników o niepodległość. To dobrze obrazuje przewartościowania, które dokonały się w ocenie rzeczywistości, które mają jednoznaczne odniesienie w sferze języka. Mam więc wrażenie, że zjawiska językowe bardzo szybko przeradzają się w realną rzeczywistość. Na styku język-rzeczywistość bywa gorąco. Skoro język kreuje rzeczywistość, to zgoda na pewne zachowania językowe bardzo szybko przekłada się na zgodę na przeniesienie tych zjawisk w sferę jak najbardziej rzeczywistą.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 następna strona

Jerzy Sosnowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?