Czytelnia

Jan Paweł II

Jerzy Sosnowski

Pokochać trudne piękno

1. Pontyfikat Jana Pawła II rozpoczął się w okresie postępującego rozdźwięku między sferą religii a sferą sztuki. Nie myślę tu kwestionować istnienia doniosłych utworów, odwołujących się do sfery sacrum. Mam wrażenie, że sam zawdzięczam wiele ze swego życia duchowego takim artystom, jak Krzysztof Zanussi, Wojciech Kilar, Bronisław Chromy, Czesław Miłosz... Mimo to upierałbym się, że większość doświadczeń religijnych i artystycznych przeżywałem w przestrzeniach rozłącznych, a trud ich uspójnienia musiał być dopiero moim, odbiorcy dziełem. W Kościele nie czułem aprobaty dla równie – jak wyliczeni wyżej – istotnych w moim życiu: Wernera Herzoga, Milesa Davisa, Julio Cortazara... I wzajemnie – dominujący w kulturze klimat określały słowa Susan Sontag: w ostatnim stuleciu sztuka pojmowana jako działalność autonomiczna uzyskała niebywałą pozycję – jakby czynności sakralnej uznawanej przez świeckie społeczeństwo [podkr. J.S.].

A zatem oglądana z perspektywy religijnej sztuka dwudziestego wieku przypominała lekkomyślny odzew na ponowione kuszenie węża: Będziecie jako bogowie... Z perspektywy sztuki religia wydawała się zaś w najlepszym razie starszą siostrą, której czas atrakcyjności już minął.


2.Na tym tle wybór pisarza i byłego aktora na papieża otwierał niezwykłą szansę: ożywienia dialogu między Kościołem a twórcami kultury. Spotkania z nimi zaczęły być stałym elementem papieskich pielgrzymek, w Watykanie odbywały się prezentacje nawet tak odległych od kościelnego obyczaju dziedzin twórczości, jak sztuka break-dance’u, a ukoronowaniem tego wątku pontyfikatu stał się niewątpliwie głośny „List do artystów” z 1999 roku.

Jan Paweł II pisze tam między innymi: Kościół nadal żywi bardzo wysokie uznanie dla sztuki jako takiej. Sztuka bowiem, jeżeli jest autentyczna, choć niekoniecznie wyraża się w formach typowo religijnych, zachowuje więź wewnętrznego pokrewieństwa ze światem wiary, tak że nawet w sytuacji głębokiego rozłamu między kulturą a Kościołem właśnie sztuka pozostaje swego rodzaju pomostem prowadzącym do doświadczenia religijnego. [...] Nawet wówczas gdy artysta zanurza się w najmroczniejszych otchłaniach duszy lub opisuje najbardziej wstrząsające przejawy zła, staje się w pewien sposób wyrazicielem powszechnego oczekiwania na odkupienie [podkr. J.S.].

Tekst ten wydaje się tekstem profetycznym. Papież wzywa w nim do przezwyciężenia owej fatalnej rozłączności naszych doznań religijnych i wzruszeń artystycznych. Już nie w duszy uczestnika kultury i, jakby niezależnie od tego, członka wspólnoty wiary, ale w intersubiektywnym świecie społecznym mamy widzieć ową głęboką jedność, która pozwala przywołać hymn „Veni Creator” jako naturalną, choćby bezwiedną modlitwę każdego twórcy. Z pełnym szacunku uznaniem suwerenności sztuki i specyfiki jej wewnętrznych praw, wzywa Papież do zrozumienia, że jeśli podejmujemy twórczość, to w tej decyzji skrywa się afirmacja istnienia i tęsknota do transcendencji. Piękno, nawet okrutne i zaskakujące, jeśli przynosi katharsis, prowadzi do pogodzenia się ze światem i równocześnie dostrzeżenia jego granic. Twórczość to instynktowny wybór, by lepiej istniało coś, a nie raczej nic; a zarazem zapowiedź eschatologii, skoro ograniczone dzieło sztuki kieruje naszą uwagę poza siebie, złożone z elementów rzeczywistości samo siebie przerasta.


1 2 3 następna strona

Jan Paweł II

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?