Czytelnia

Wojciech Jędrzejewski OP

Krzysztof Koseła

Inka Słodkowska

Pokolenie 2000 nie istnieje, Dyskutują: Paweł Głowacki, Wojciech Jędrzejewski OP, Krzysztof Koseła, Agnieszka Magdziak-Miszewska, Inka Słodkowska, WIĘŹ 2000 nr 6.

K.K.: Młodzież w Kościele to bardzo poważny temat. Ze względu na religijność młodzi ludzie są podobni do swoich matek i ojców. Powiem, że stosunek młodzieży do religii i Kościoła nie tworzy pokolenia 2000, nie tworzy nowej jakości, aczkolwiek mógłby, chociażby dlatego, że nigdy w tysiącletniej historii państwa polskiego tak duża część naszego społeczeństwa nie uczyła się chrześcijaństwa w szkole. Katechizacja przeniosła się z sal katechetycznych do szkół, zatem ta młodzież ma mniej okazji do spotykania się w salach parafialnych, niedaleko ołtarza. Słyszę głosy, że młodzieży jest teraz mniej w Kościele, niż było w latach osiemdziesiątych. Skoro oni mają religię w szkołach, to nie będą w kościele częściej niż raz w tygodniu. To jest jedna zmiana. Jest też inna: w latach dziewięćdziesiątych, szczególnie w pierwszej połowie dekady wydawało się, że Kościół stał się instytucją establishmentu, angażuje się w życie publiczne, a nawet polityczne, że błogosławi zmiany, które dla wielu są bolesne, dla wielu nie do przyjęcia. W niektórych środowiskach młodzieży widoczny był wówczas silny antyklerykalizm. Trudno powiedzieć, czy antyklerykalizm młodzieży zmniejszył się radykalnie, ale jej religijność staje się coraz bardziej osobista w tym sensie, że słabiej widać w niej związek z instytucją, lojalność wobec Kościoła hierarchicznego. Chłodna teologiczna formuła „Jezus to Bóg — człowiek” ma osobisty odpowiednik „Jezus — mój Pan i Brat”. I ta druga im odpowiada.

Tak potoczyła się historia, że nie mogą już odczuwać dziwnego rozdwojenia: wiara w Polsce jest, ale tak jakby jej nie było. W mediach, w rytmie życia publicznego widać, że Boże Narodzenie czy Wielkanoc są świętami religijnymi, to zaczyna być oczywiste. A przecież w latach PRL-u, gdy ktoś powiedział słowo „Bóg”, to tak jakby publicznie popełnił nietakt. Ze względu na miejsce religii w życiu społecznym dzisiaj wszyscy żyjemy w innej rzeczywistości. Stąd też mniej jest napięcia w religijności dzisiejszej młodzieży.

W.J.: Zastanawiam się nad zjawiskiem ludzi znanych, muzyków na przykład, którzy zaczęli mówić otwarcie o swojej wierze. To oczywiście budzi rozdrażnienie u części osób, może nawet częściowo zasadne, ale jednocześnie jest na tyle powszechne, że jakby sankcjonuje prawo do zaznaczania swojej osobistej postawy wobec religii w życiu publicznym. Z badań CBOS prowadzonych w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych wynika, że ilość wierzących w Polsce przybyła. W latach osiemdziesiątych nie wypadało się przyznawać do wiary. Ci młodzi już tego dylematu nie mają.

P.G.: Jest jednak sporo ludzi, którzy bardzo alergiczne reagują na Kościół w sposób jawny. Uczestniczę w prezentacji szkół. Dotąd jeszcze się nie zdarzyło, żeby ktoś podchodził i brał ulotkę szkoły katolickiej i ją demonstracyjnie niszczył. Z drugiej strony młodzi ludzie w tej chwili coraz rzadziej postrzegają Kościół jako przede wszystkim instytucję. Teraz znacznie częściej ludzie mówią, że są wierzący, a nie — że należą do Kościoła katolickiego. Prowadzę lekcje, które zahaczają o etykę i kiedy rozmawiam z uczniami, niemal wszyscy mówią, że wiara jest dla nich zdecydowanie czymś ważnym, co niekoniecznie oznacza, że ważne są dla nich przykazania kościelne, rytuał, nawet chodzenie co niedziela do kościoła. To prawda, że znacznie częściej chodzą do kościoła niż wcześniej, ale jest to także coraz bardziej ich indywidualny wybór. Także w odniesieniu do czegoś takiego jak identyfikowanie się z pewną wizją świata, gdzie istnieje dobro i zło, gdzie istnieje pewien porządek wartości. Wiara jest czymś, co odpowiada ich myśleniu o świecie.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Wojciech Jędrzejewski OP

Krzysztof Koseła

Inka Słodkowska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?