Czytelnia

Joanna Petry Mroczkowska

Joanna Petry Mroczkowska, Polityka ofiar? Status pokrzywdzonych w dyskusji amerykańskiej, WIĘŹ 2010 nr 2-3.

Obserwuje się nawet coś w rodzaju wiktymologii porównawczej. Rywalizacja, kto bardziej cierpiał, doczekała się nawet satyry, kiedy temat ten poruszono w amerykańskim serialu Pohamuj entuzjazm (Curb your enthusiasm) w odcinku Survivor. Dochodzi tam do pojedynku słownego, swoistej licytacji osoby, która przeżyła Holokaust, z uczestnikiem reality show pod nazwą Survivor (w Polsce program ten znany jest jako Ryzykanci).

Wedle ideologii wiktymizmu wszyscy cierpiący są bez winy, a cierpienie nie podlega zróżnicowaniu. O jakie korzyści chodzi wiktymistom — pytają antywiktymiści. O weberowską triadę: władza, pieniądze i status. A także o korzyści psychologiczne: uwagę, współczucie, wzmocnienie poczucia własnej wartości. Upolitycznienie spraw dotyczących tożsamości (głównie poprzez system osłon i subsydiów społecznych) prowadzi do wytworzenia osobowości wiktymistycznej, która cechuje się uzależnieniem od poranień, mentalnością roszczeniową. W wersji najbardziej skrajnej osoba poszukująca statusu ofiary postrzegana jest przez antywiktymistów jako kunktator, niebezpieczny i nierzadko agresywny. Lewica, w mniemaniu jej krytyków, dąży do tego, aby w ramach prawa legitymizować bezsilność, niezaradność, resentyment4.

Literatura przedmiotu ze strony konserwatywnej5 odwołuje się do zagadnienia charakteru. Z tej perspektywy mówi się, że zalew popularnej psychoterapii (przykładowo: obsesja w odnajdowaniu w sobie „wewnętrznego dziecka”) rozdyma oczekiwania sukcesu, krzewiąc młodzieżową kulturę opartą na indywidualnych wybujałych ambicjach i roszczeniach bez troski o „muskuły moralne”. W świecie chorób, błędów i pomyłek gubi się nazwanie zła po imieniu, zadośćuczynienie, kara. W świecie ciągłego uspokajania własnego sumienia, dobre bywa poczucie winy — mówi dr Laura Schlessinger. Chcąc przeciwstawić się złu, trzeba bowiem być moralnie silnym.

Antywiktymiści dowodzą, że uznanie się za ofiarę uzależnia. Wiktymizm powoduje zmiękczenie, feminizację ofiary, która ma poczucie, że coś jej zostało odebrane. Tak ujmuje to Jonathan Rauch:

„To, co zyskujecie w wyniku upolitycznienia opresji, oczywiście zamierzacie zatrzymać. Ale aby zatrzymać zyski ze statusu ofiar, w dalszym ciągu trzeba odgrywać rolę ofiary. W każdej chwili musicie udowadniać, że ciągle jeszcze nie jesteście w pełni obywatelami, jeszcze się nimi nie staliście”6.

Podczas gdy lewicowi politycy dziś już odcinają się od „polityki ofiar”, na prawicy, która do tej pory dezawuowala bądź wprost ośmieszała modę na wiktymizm, pojawiło się pojęcie true victimhood. Chodzi o status „prawdziwej ofiary”, tzn. takiej, która odznacza się nieposzlakowaną niewinnością oraz odpowiedzialnością za swoje czyny — znosi krzywdę z godnością, nie popada w fatalizm, nie skarży się ani nie stara wykorzystać sytuacji, by rozgrzeszać swoje słabości. Atak na World Trade Center, na przykład, wpisał się w tendencję do kultu prawdziwej ofiary poprzez akcentowanie amerykańskiej niewinności.

Niektórzy komentatorzy, np. filozof James Bayley, uważają, że termin ofiara powinien być zarezerowany tylko dla osób, które robiły wszystko, aby nie stać się ofiarami i zostały nimi pomimo wielkiego wysiłku włożonego w przeciwdziałanie. Prawdziwą ofiarą jest tylko ktoś, kto odmawia uznania siebie za ofiarę. Zdaniem liberalnych krytyków takiego podejścia podział na ofiary wyimaginowane i prawdziwe w swojej tendencji do indywidualizowania pokrzywdzonych uderza w zmysł krzywd kolektywnych i odwraca uwagę od systemowego poszukiwania sprawiedliwości. W rzeczywistości mamy do czynienia z problemem biednych zasługujących na pomoc i takich, którzy na nią nie zasługują (deserving oraz un-deserving poor).

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 następna strona

Joanna Petry Mroczkowska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?