Czytelnia

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Tomasz Wiścicki

Tomasz Wiścicki, Polska demokracja fasadowa, WIĘŹ 2003 nr 5.

Warto w tym miejscu uświadomić sobie, że tzw. absurdy w funkcjonowaniu rozmaitych instytucji mają często, a może nawet zwykle, logiczne uzasadnienie — tyle że odwołujące się nie do deklarowanego celu działania całej instytucji, ale partykularnych, patologicznych interesów konkretnych ludzi i środowisk. Jeśli więc słyszymy, że czegoś „nie da się” zmienić, oznacza to zwykle: komuś, kto ma na to wpływ, zmieniać się tego nie opłaca.

Przykładem może być funkcjonowanie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, której deklarowanym celem jest czuwanie nad ładem medialnym w dziedzinie elektronicznych środków masowego przekazu. Z tego punktu widzenia skrajne upartyjnienie Rady jest w oczywisty sposób dysfunkcjonalne. Rzecz jednak w tym, że istotnym celem funkcjonowania tej instytucji jest zapewnienie politykom wpływu na media i temu celowi jak najbardziej służy obsadzanie KRRiTV w większości partyjnymi funkcjonariuszami — cóż z tego, że formalnie nienależącymi do partii. Nie ma się więc co dziwić, że zrozumiałe i potencjalnie owocne spory ideowe zastąpione zostały przez partyjne, zakulisowe przetargi. Trudno też mieć nadzieję na zmiany, skoro ci, którzy czerpią korzyść z tej sytuacji — politycy — są jedynymi, którzy mogliby to zmienić. Nie mają więc najmniejszego zamiaru tego zrobić. Krążąca lista kandydatur na zwalniające się miejsca w Radzie oznacza jednoznaczną, zupełnie bezwstydną, bez zachowania pozorów kontynuację dotychczasowej praktyki. I to w czasie, kiedy — wydawałoby się — powszechne jest przekonanie, że sytuacja stała się tak skandaliczna, że trzeba przynajmniej udawać, że chce się ją zmienić...

Oprócz słabości instytucji jest jeszcze aspekt drugi: etyczno-obyczajowy. Nie da się bowiem wytłumaczyć patologii w państwie jedynie złymi instytucjami w sensie ścisłym. Same instytucje nie są zresztą w stanie zapewnić sprawnego funkcjonowania państwa. Napisano tomy o tym, jak wielkie znaczenie dla funkcjonowania społeczeństwa i jego politycznej organizacji — państwa — ma obyczaj, powszechne przekonanie, co robić można, a czego czynić się nie godzi. Otóż u nas jest z tym fatalnie.

Wciąż powszechna jest np. praktyka, że politycy czy urzędnicy, na których ciążą poważne oskarżenia, nie widzą powodu do opuszczania urzędu. Powołują się przy tym często na... zasadę domniemania niewinności, udając uporczywie, że nie wiedzą, iż zasada ta dotyczy procesu karnego, a nie — obsadzania państwowych funkcji. Tu rządzi zasada przeciwna (należąca właśnie do obyczaju politycznego), mówiąca, że aby móc pełnić urząd, trzeba być poza podejrzeniami. Co jakiś czas wydaje się, że kolejny skandal spowoduje wreszcie przełom i podejrzany urzędnik sam odejdzie albo wymuszą to na nim koledzy. Od czasu do czasu nawet tak się dzieje, ale pojawia się kolejna afera i znów ktoś nie widzi powodu, by rozstawać się z urzędem z tak błahego powodu, jak podejrzenie o nieuczciwość.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 następna strona

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?