Czytelnia

Polacy - Ukraińcy

Katarzyna Jabłońska

Katarzyna Jabłońska, Polska Ukraińców, WIĘŹ 2009 nr 10.

Dziś Ołeś Jakymiw jest zastępcą dyrektora ds. eksportu w firmie. — Los był dla nas tutaj przyjazny, opowiada, czujemy się w Polsce bardzo dobrze. Mamy tu wielu przyjaciół, wspólnie obchodzimy święta, które rozciągają się na dwa tygodnie — my jesteśmy grekokatolikami i świętujemy według kalendarza juliańskiego. Tak się składa, ze w naszej kamienicy mieszka dużo ludzi, którzy — podobnie jak my — przyjechali szukać do Warszawy swojej szansy. Pochodzą z Pomorza, z Łodzi, Lublina, Rzeszowa. Być może to właśnie wspólny los tak bardzo nas zbliżył.

— Nasz synek jest dwujęzyczny. Zadbaliśmy, żeby miał polską nianię, bo zdawaliśmy sobie sprawę, że nie nauczymy go poprawnej polszczyzny. Dzieci na podwórku traktują go jak swego, językowo wcale od nich nie odstaje.

Podobnie motywuje związanie swoich losów z Polską Rusłan Sałamatin, 35-letni biolog pochodzący z okolic Humania. W 2001 r. obronił w Kijowie doktorat. Rok wcześniej jego projekt badawczy wygrał konkurs na stypendium i przyjechał do Polski na sześć miesięcy. Potem bywał tu co najmniej dwa razy w roku. W 2002 r. zaproponowano mu pracę na warszawskiej Akademii Medycznej, rozpoczął ją w lutym 2003 r. Od tego czasu pracuje w Zakładzie Biologii Ogólnej i Parazytologii na stanowisku adiunkta. Jako pracownik naukowo-dydaktyczny nie miał kłopotu z uzyskaniem polskiej wizy, tu przepisy były i są sprzyjające.

— Podjąłem tę pracę, bo warunki, jakie stwarzała praca w Polsce, były dla atrakcyjniejsze niż to, co proponowano mi na Ukrainie — tłumaczy. — Tu miałem większe zarobki i dużo większe możliwości rozwoju naukowego, lepszy dostęp do badań naukowych i wyjazdów zagranicznych. Nie zamierzałem zajmować się dydaktyką, teraz jednak jestem zadowolony, że stało się inaczej. Praca ze studentami daje mi bardzo dużo satysfakcji. I w Polsce, i w swoim instytucie czuje się na swoim miejscu. Z pewnością również dlatego, że założyłem tu rodzinę.

Żonę, Joannę, spotkał w cerkwi greckokatolickiej przy Miodowej, jednym z ważniejszych dla Ukraińców miejsc w Warszawie. Spotyka się tam cały przekrój społeczny Ukraińców: od profesora uniwersytetu po budowlańca. To miejsce wszystkich łączy. Odprawiane są tu Msze po ukraińsku, a po nich odbywają się spotkania przy kawie i herbacie. Można tu kupić prasę ukraińską, płyty CD. — Chociaż jestem prawosławny — opowiada Rusłan — często bywałem w kościele na Miodowej, nic więc dziwnego, że kiedy spotkałem tam Joannę, uznałem, ze jest Ukrainką. Joanna, chociaż Polka, znakomicie mówi po ukraińsku. Jej mąż twierdzi, że lepiej niż niejeden polski Ukrainiec.

Bardzo możliwe, że Ewa mówi lepiej po polsku niż niejeden Polak z Ukrainy. W przyjeździe do Polski pomogli jej znajomi z rodzinnego Drohobycza, którzy już tu pracowali. Ewa jest w Polsce po raz trzeci, teraz w końcu dostała wizę na rok. Podczas poprzednich pobytów zajmowała się albo dziećmi, albo starszymi osobami. Teraz pracuje jako opiekunka do dziecka. — Do tej pracy zarekomendowała mnie znajoma, którą poznałam w naszym zborze baptystycznym. Jestem protestantką, tu w Warszawie w niedzielę odbywa się nabożeństwo po rosyjsku, mamy też pastora z Ukrainy. Jest mi przykro — przyznaje — że nie mogę zdobytej na studiach wiedzy wykorzystywać, ale nie jest źle, lubię pracę z dziećmi. I cieszę się, że jestem w Warszawie. Zawsze przyciągały mnie duże miasta, życie w nich wiruje. Tęsknię za rodziną i przyjaciółmi, ale tu też już mam sporo znajomych, zarówno wśród Ukraińców, jak i Polaków.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Polacy - Ukraińcy

Katarzyna Jabłońska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?