Czytelnia

Zbigniew Nosowski

Andrzej Friszke

Inka Słodkowska

Tomasz Wiścicki

Polskie ?biesy?? , Dyskutują: Inka Słodkowska, Andrzej Friszke, Tomasz Wiścicki i Zbigniew Nosowski, WIĘŻ 2002 nr 2.

A. Friszke: W tym tekście jest wymienionych jeszcze kilka innych pseudonimów, między innymi niejaki „Zbyszek”, który jest ustawiony mniej więcej na poziomie „Ketmana”. Mnie to zresztą specjalnie nie dziwi. Bezpieka zajmowała się zbieraniem informacji, także na potrzeby represji lub dokonania prowokacji, o tych, którzy chcieli utrudnić partii sprawowanie władzy albo zajmowali się przemycaniem i rozpowszechnianiem wrogiej komunizmowi literatury. W związku z tym SB interesowały szczególnie pewne środowiska: studenckie, akademickie, literackie, dziennikarskie. Dlatego intensywnie pracowali nad tym, żeby w takich środowiskach pozyskiwać szczególnie dużo informatorów. Nie znaczy to oczywiście, że im się to zawsze udawało — byłbym ostrożny z bardziej ogólnymi konstatacjami.

Jak się zachować wobec SB

Z. Nosowski: Na co mogli liczyć ubecy? Na strach? A co pozwalało się bronić?

I. S.: Ja się okropnie bałam. Bałam się, gdy aresztowano moich przyjaciół. Bałam się, że zrobią rewizję w domu i rodzice będą się denerwować. Zawsze chodziłam ze szczoteczką do zębów w torebce na wypadek zatrzymania. Kiedy szłam na przesłuchanie, to bałam się, że już z niego nie wrócę — jak Birkut w „Człowieku z marmuru”. Bałam się w czasie przesłuchania, ale byłam wtedy tak skoncentrowana, jak na spowiedzi, tyle że odwrotnie — nie żeby jak najpełniej się wyspowiadać, lecz aby niczego nie powiedzieć. Z jednej strony było to niezwykłe przeżycie, ale z drugiej było to okropne — szłam tam na miękkich nogach. Wydawało mi się, że niektórzy moi znajomi nie boją się w ogóle, ale teraz, w rozmowach po latach, okazuje się, że bali się również ci, których uważałam za wzory nieustraszonej odwagi. Może tylko mniej niż ja.

Wydaje mi się, że są pewne typy osobowości bardziej niż inne nadające się na donosiciela. Nie znałam Maleszki osobiście, ale ci, którzy go znali, mówili mi, że wybitny umysł, ale aberracyjna osobowość. Może zadziałał w tym wypadku czynnik braku zakorzenienia — chociaż on miał grono przyjaciół, które później tworzyło SKS, ale żył w Krakowie sam, bez rodziny, podobno gdzieś na peryferiach, w okropnych warunkach. W Warszawie chyba w większości żyliśmy w mocnych, solidarnych środowiskach, zarówno rodzinnych, jak i przyjacielskich.

A. Friszke: Oczywiście, są ludzie psychologicznie bardziej lub mniej podatni. Ludzie różnią się cechami osobowości, charakteru, zdolnością oparcia się naciskom, gotowością poniesienia konsekwencji swych działań. Oprócz względów charakterologicznych są również kwestie sytuacji osobistej. Czym oni mogli człowieka złamać? Oni doskonale wiedzieli, że np. syn znanego profesora znacznie łatwiej mógł się obronić niż chłopak, który pochodził z małego miasteczka i mieszkał w akademiku czy gdzieś na mieście. Jeżeli kogoś z Warszawy zaszantażowali, że go wyrzucą z uniwersytetu, było to oczywiście bardzo przykre, ale on miał inne możliwości ułożenia sobie życia. Jeśli natomiast ktoś pochodził z Nowego Targu czy z Muszyny, mogli go zniszczyć kompletnie, tym bardziej jeśli nie miał oparcia w środowisku ani rodziny, która mogła go bronić. To wszystko było w tym wypadku bardzo cynicznie wykorzystywane. Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, że wszyscy, którzy byli w trudnej sytuacji, dawali się złamać.

Dla mnie zupełnie fundamentalne było zintegrowanie ze środowiskiem, z przyjaciółmi. Kiedy w lutym 1979 byłem wezwany na przesłuchanie przez bezpiekę, było parę osób, którym o tym powiedziałem. Na szczęście w czasie przesłuchania nie byłem bity, nie wrzeszczano na mnie. Ten esbek właściwie zaproponował umowę: albo powiem, kto rozpowszechnia na wydziale historii bibułę, albo oni załatwią, że po studiach nie będę miał szansy zatrudnienia na uczelni. Nie powiedziałem. Kiedy wyszedłem z Pałacu Mostowskich, natychmiast zadzwoniłem do przyjaciół, pojechałem do kawiarni i wszystko im dokładnie opowiedziałem. To była sytuacja bardzo przykra, ale zupełnie inna, niż kogoś, kto jest właściwie sam jak palec. Studenckie środowiska opozycyjne formują się rzeczywiście od czasu spraw Smykały i Kruszyńskiego, ale to jeszcze nie są takie środowiska, które mogły dawać poczucie oparcia, może z wyjątkiem KIKu, mówimy jednak o innych miastach i innych kręgach.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 następna strona

Zbigniew Nosowski

Andrzej Friszke

Inka Słodkowska

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?