Czytelnia

Teologia teatru

Michał Zadara, Pompowanie się metafizyką, WIĘŹ 2007 nr 5.

Powiem więcej — metafizyka w teatrze to uzurpacja. Żyjemy przecież w bardzo religijnym świecie. Są kościoły różnych wyznań, można pojechać w góry czy do byłego obozu zagłady, czy do Mekki, czy do Nepalu. Kontakt z absolutem jest możliwy we wszystkich tych miejscach. Kiedy jednak bierze się za to teatr — mamy do czynienia z oszustwem.

Religijni do kościoła, a ci, którzy chcą zobaczyć spektakl — do teatru! Mało kto „z branży godzi się na taki podział, a to dlatego, że reżyserzy i aktorzy chcieliby coś znaczyć. Nie wystarczy im, że mogą zająć się ważnym tematem, np. kwestią korupcji, albo bezrobocia, albo patriotyzmu, muszą więc „pompować się” metafizyką czy Bogiem. Dzieje się tak pewnie dlatego, że większość ludzi w teatrze nie ma bladego pojęcia o gospodarce czy socjologii, więc nie mogą o tym mówić. A o Bogu i człowieku jakoś każdy umie ściemniać. To pułapka, która prowadzi nawet — z punktu widzenia kogoś, kto bierze metafizykę na poważnie — do przekraczania niebezpiecznych granic. Metafizyka w teatrze jest kłamstwem, a nawet — jeśli jest się człowiekiem religijnym — świętokradztwem.

Nazwa „teatr bluźnierczy” brzmi oczywiście atrakcyjnie, bo to kolejna wersja teatru metafizycznego. Mnie samemu trudno odnaleźć się w tym terminie — nie jestem dostatecznie blisko żadnej religii, żeby wiedzieć, co bluźnierstwo miałoby dokładnie oznaczać. Na swój użytek definiuję to tak, że bluźnierstwo jest czymś niedobrym dla duszy. Można nie lubić Kościoła katolickiego, ale praktykowanie katolicyzmu czy innej poważnej religii jest pielęgnowaniem duszy. Natomiast szukanie absolutu w teatrze jest niedobre dla duszy — ktoś za to wcześniej czy później zapłaci.

Dominuje u nas ciągle metafizyka skończonego dzieła, dziewiętnastowieczne myślenie, jak u Wagnera czy w „Narodzinach tragedii” Nietzschego albo u Leona Schillera. To koncepcja reżysera, który stwarza dzieło, wyrażające prawdę. Takiemu myśleniu blisko jednak do koncepcji dyktatora, który też niesie prawdę i ją stwarza. Tak jak w przypadku dyktatora pojawia się kłamliwa metafizyka świętości — jego własnej czy idei, którą głosi, tak też podobny proces dokonuje się w teatrze, którego opiera się na przeświadczeniu, że artysta jest kimś natchnionym, dotkniętym wyjątkową siłą i w związku z tym może nam coś istotnego odsłonić.

Te dwie sprawy się łączą: czy gdyby nie było Wagnera, Niemcy poczuliby, że są tacy fantastyczni? Trzeba więc pamiętać, że kiedy dotyka się spraw świętych, a nie ma się do tego narzędzi — a reżyser i aktorzy ich nie mają — to w najlepszym razie w porządku świata jest to kompletnie nieistotne, choć dla nas tragiczne, bo myślimy, że dotykamy Boga, a nie dotykamy niczego. W najgorszym zaś razie to rzeczywiście rzecz bardzo niebezpieczna i — jak w przypadku Wagnera — w końcu prowadzi do komór gazowych dla niewiernych.

Michał Zadara

Michał Zadara — ur. 1976. Reżyser teatralny. Studiował w Akademii Teatralnej w Warszawie, PWST w Krakowie i Swarthmore College w USA. Reżyserował m.in. przedstawienia: „Wesele w Teatrze STU, „Odprawa posłów greckich w Teatrze Starym i „Wałęsa. Historia wesoła, a ogromnie przez to smutna w Teatrze Wybrzeże. Mieszka w Warszawie.

poprzednia strona 1 2

Teologia teatru

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?