Czytelnia

Psychologia a duchowość

Poniższy tekst jest odpowiedzią na ankietę pt. Do księdza czy do terapeuty?

ks. Piotr Pawlukiewicz

Potrzebne są środowiska

Oczywiście, odsyłam ludzi do psychologa czy do psychiatry (gdy mam podejrzenie istnienia choroby psychicznej). Najczęściej okazuje się zresztą, że ci ludzie już mieli kontakt z poradnictwem czy z leczeniem.

Zawsze wysyłam do psychologa, gdy ktoś podejrzewa u siebie opętanie. Zanim ktoś taki trafi do egzorcysty, trzeba wykluczyć chorobę psychiczną. Gdy jest choroba, nie ma potrzeby egzorcyzmu. Jeśli natomiast psycholog widzi, że to, z czym ma do czynienia, przekracza mechanizmy ludzkiej psychiki, nawet tej chorej, to wtedy rzeczywiście kieruję do egzorcysty.

Radzę także ludziom, dla których jestem kierownikiem duchowym, by skorzystali z pomocy psychologa, gdy ktoś — mimo dobrej woli i długotrwałego wysiłku — ciągle nie może przyjąć Bożego przesłania, podjąć swoich obowiązków. Coś go blokuje, napawa lękiem. Wtedy istnieje podejrzenie jakiejś psychicznej blokady — najczęściej są to sprawy, które zrodziły się w psychice człowieka w dzieciństwie.

Niestety, wiele osób pochodzi z rodzin, w których nie było miłości, zrozumienia, mądrego wychowywania dzieci, a nawet zdarzały się sytuacje patologiczne: molestowanie, alkoholizm ojca, rozwód rodziców. Po latach ujawnia się to w człowieku; on nawet nie wie, co się w nim odbija, czuje tylko skutki tamtej sytuacji, bardzo bolesne i trudne. Wtedy potrzebna jest pomoc psychologa, który by ten mechanizm odkrył i próbował mu zaradzić.

Chyba wszyscy księża — dzięki bliskim kontaktom z ludźmi i ciągłemu wysłuchiwaniu ludzkich historii — są psychologami-amatorami. Łatwo jest nam zauważyć, że ktoś nie był kochany przez ojca, nie przeżył w domu miłości, był rozpieszczany, że handlowano z nim miłością, mówiąc: „Jak będziesz dobry, to będziemy cię kochać”. Taki człowiek teraz sam chce handlować miłością. Diagnozę w miarę łatwo można postawić, ale tu się zaczyna kłopot. Jak wyciągnąć człowieka z tego stanu?

Bardzo to przeżywam, gdy widzę, że człowiek musi po dobrej rozmowie duchowej, terapeutycznej, wracać do tej samej patologicznej rodziny, do swojej samotności, do swojego okrutnego niekiedy środowiska zawodowego. Dlatego pilnym postulatem pastoralnym (także dla psychologów) jest tworzenie środowisk — nie tylko dla godzinnej tygodniowej terapii, lecz po to, by ludzie mogli spotykać się, wychodzić z patologicznych sytuacji, które dotknęły ich rodziny. By mogli pooddychać zdrową atmosferą wspólnoty, braterskiego środowiska.

Zdarzają się, niestety, niemądrzy psychologowie, zresztą tak samo jak niemądrzy lekarze czy księża. Prowadziłem duchowo pewną dziewczynę, której psycholog kazał zapisywać całe zeszyty zdaniami typu: „Jestem w porządku. Jestem OK. Jestem bez winy”. Kartki rosły w stosy, a ona była ciągle zdruzgotana duchowo. Od razu wiedziałem, że jej potrzeba właśnie wspólnoty — środowiska ludzi, którzy ją zaakceptują i przyjmą.

Niekiedy ostrzegam ludzi przed psychologami — zwłaszcza tych, którzy oczekują cudów od terapii, którzy zakładają, że psycholog stanie się dla nich jakimś guru. Niektórzy lgną do terapeutów, bo ci zwodzą ich czy to cudownymi pigułkami, które mają ich uleczyć, czy jakimiś metodami, które nie dotykając głębi człowieka, mogą go na chwilę pocieszyć. To złudne iluzje. Bez krzyża i zaparcia się samego siebie nie da się tu nic trwale poradzić.

1 2 następna strona

Psychologia a duchowość

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?