Czytelnia

Piotr Wojciechowski

Piotr Wojciechowski

Powrót do Niegowici

Ile w nas Jana Pawła II

Boję się, że moją ocenę czytelnik uzna za nazbyt pesymistyczną, surową. Trudno, tak właśnie widzę sprawy. Może ocena wypadłaby bardziej krzepiąco, gdybym rozumiał zaimek „nas” w zaproponowanym przez redakcję tytule jako: „w nas, katolikach związanych z pamięcią o Janie Pawle II”.

Może nie powinienem poszerzać tego rozumienia, nie powinienem pytać — ile we współczesnych mi Polakach tej myśli, tej wiary, tej miłości, którą głosił i wcielał ich rodak wybrany biskupem Rzymu trzydzieści lat temu. Nie żyjemy jednak w katakumbach, mieszamy się w miejskim tłumie, starzy i młodzi, mijamy się na wiejskich drogach, zamożni i biedni. Jesteśmy tu razem — religijnie obojętni i wierzący gorąco, ci zakochani w Kościele i ci noszący w sobie krzywdę albo moralną zadrę, nieprzyjaźni księżom, biskupom, noszący swoją niewiarę jak tarczę obronną.

Jest w człowieku miejsce

Bóg widzi serca. My, ludzie, nie widzimy swoich serc, jedni drugich poznajemy przez zachowania, przez pozory, przez słowa — a te nieraz kłamią, gdy jest potrzeba. Albo okazja. Szukać odpowiedzi na pytanie „Ile w nas Jana Pawła II?” trzeba więc nie w statystykach, ale w domysłach, intuicjach. Gdy jednak przyjrzeć się pytaniu, implikuje ono, że jest w człowieku miejsce, przestrzeń, siedlisko dla kogoś innego — kogoś, kogo kochamy, kogoś, o kim nie chcemy zapomnieć, kogoś, kogo wybraliśmy za przewodnika, za autorytet.

Ta scheda, to dziedzictwo, jakie mielibyśmy pomieścić „w nas”, zadziwia różnorodnością. Karol Wojtyła-Jan Paweł II zostawił nam swoje życie, na które można patrzeć jak na wzór osobowy, wzór intelektu, wiary, charakteru, świętości. To życie jest jednak czymś więcej — jest narracją streszczającą epokę, jej przemiany, szaleństwa totalitaryzmów. Polska świętego z Wadowic to kraj wynurzający się w nocy zaborów, idący przez entuzjazm i chaos Drugiej Rzeczpospolitej, pogrążający się w wojnę, pojałtańską smutę, wynurzający się znowu ku wolności w warunkach słabej demokracji i mocnego wolnego rynku. Karol Wojtyła przepracował te przemiany uczestnictwem, modlitwą, refleksją — od wadowickich szkół, od Uniwersytetu Jagiellońskiego, przez kamieniołomy Solvaya, biedę sublokatorskiej stancji, po nielegalne seminarium w pałacu arcybiskupim, pracę duszpasterską, działanie naukowca, poety, publicysty w warunkach realnego komunizmu.

Nie ma jednak pełnej prawdy o tej narracji historii i życia bez świadomości jego duchowej drogi, uczestnictwa w kulturze, nasycenia się słowami romantyków i Wyspiańskiego, zanurzenia w Kraków poezji, plastyki, kościołów, teatrów. Wojtyłę ukształtował i podziemny Teatr Rapsodyczny, i lektury Jana od Krzyża, i własna praca nad poetyckim słowem. Zatem jego dziedzictwo to nie tylko teologia encyklik i przepowiadanie zawarte w papieskich homiliach, to także zachwyt witrażami u franciszkanów i głód robotnika w drewniakach. Czyli do przyjęcia „w siebie” jest nie tylko wzór osobowy, lecz i przestrzeń historii, przestrzeń tradycji, obszar kultury. On sam wołał na Krakowskich Błoniach, abyśmy „przyjęli to dziedzictwo, któremu na imię Polska.”

1 2 3 4 następna strona

Piotr Wojciechowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?