Czytelnia

Tomasz Wiścicki

Prawo i granice wolności słowa

Z prof. Markiem Safjanem, prezesem Trybunału Konstytucyjnego, rozmawia Tomasz Wiścicki

- Można odnieść wrażenie, że w dzisiejszym świecie, także w Polsce, wolność słowa stała się swego rodzaju fetyszem, tabu, o którym trudno nawet poważnie dyskutować.

- Wolność słowa to fundament demokracji. Jak pokazuje polskie doświadczenie, bez obiegu wolnego słowa nie bylibyśmy w stanie wybić się na niepodległość. To właśnie dzięki temu wolnemu słowu Polacy odzyskiwali świadomość ludzi, którzy myślą o państwie w kategoriach obywatelskich, w kategoriach organizacji, która ma spełniać ich oczekiwania, a nie być wyrazem ideologii. Jestem przekonany, że dzisiaj w państwie demokratycznym wolne media to — z czysto pragmatycznego punktu widzenia — najważniejszy instrument gwarancji wolności. Media w gruncie rzeczy bardzo często decydują o zasadniczych zmianach publicznych.

- W czasach, kiedy tej wolności nie mieliśmy, nie zastanawialiśmy się nad jej granicami. Teraz się okazało, że to jest realny problem.

- Mamy, moim zdaniem, skłonność do myślenia w układzie zerojedynkowym: jeśli wolność słowa jest wartością, to znaczy, że nie może być w żaden sposób ograniczona. Niestety, dotyczy to również polskiej inteligencji, w tym przedstawicieli samych mediów — nie dostrzegają, że w przestrzeni państwa demokratycznego muszą istnieć granice. Sądzę, że dyskusja o wolności słowa w Polsce jest niezwykle uproszczona. Jeśli zapytamy, czy powinny być ograniczenia tej wolności, większość odpowiada twierdząco, ale na pytanie, jakie one mają być, ci sami ludzie zżymają się wobec jakichkolwiek ograniczeń, zapominając o tym, że jeżeli się mówi „A”, to trzeba powiedzieć konsekwentnie „B”.

Kluczem do odpowiedzi na pytanie o granice wolności słowa jest rozstrzygnięcie sporu aksjologicznego: której wartości w społeczeństwie bronimy bardziej — wolności wypowiedzi, czy też może wrażliwości innych ludzi, sprzeciwu wobec upowszechniania treści kryminalnych, rasistowskich, faszystowskich, komunistycznych. Są kraje, w których te granice praktycznie nie istnieją. W Stanach Zjednoczonych wolność słowa jest wartością absolutnie nadrzędną. W Europie uznajemy ją oczywiście za wartość podstawową, ale oczywiste jest także istnienie pewnych ograniczeń.

Wolność wypowiedzi jest w zakresie podstawowym określana przez artykuł dziesiąty europejskiej konwencji praw człowieka, choć istnieją daleko idące różnice pomiędzy poszczególnymi krajami. Konwencja dopuszcza ograniczenia związane z koniecznymi standardami państwa demokratycznego. Muszą więc być one — po pierwsze — uzasadnione w państwie demokratycznym, po drugie — konieczne dla osiągnięcia konkretnego celu, na przykład dla bezpieczeństwa państwa czy dla ochrony praw i wolności innych ludzi. Tu się zaczyna problem, bo tam, gdzie mamy do czynienia z podobnymi klauzulami generalnymi, mamy kłopoty z rozstrzyganiem konkretnych sytuacji, o czym świadczą orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Wahają się one na przykład w odniesieniu do ograniczeń wynikających z wrażliwości religijnej, gdzie trzeba wyraźnie odpowiedzieć, czy jakaś wypowiedź, która przez część społeczeństwa może być odbierana jako obraźliwa, ma być z tego powodu zakazana, czy może jednak w społeczeństwie pluralistycznym światopoglądowo należy uznać, że również wartości religijne mogą być przedmiotem swobodnej, niczym nieskrępowanej dyskusji. W Polsce mieliśmy ostatnio do czynienia z tym pytaniem w kilku przypadkach, chociażby dzieł Doroty Nieznalskiej czy wizerunku Mahometa w prasie. Nie ma wcale jednoznacznej odpowiedzi na takie pytanie.

1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?