Czytelnia

Ewa Karabin

Ewa Karabin, Przewodnik po świecie nadprzyrodzonym, WIĘŹ 2008 nr 9.

Choć wychowywano go w tradycji Wschodu, w dzieciństwie uczęszczał na religię katolicką, bo tam, gdzie mieszkał, nie było cerkwi. Rzetelną wiedzę o prawosławiu zdobywał już jako człowiek dorosły podczas studiów w gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych. I szukał dla siebie przestrzeni, w której mógłby tworzyć coś naprawdę wartościowego. Jeden z jego wykładowców, prof. Adam Stalony-Dobrzański, powiedział mu kiedyś: Zrobisz wystawę, przyjdą koledzy, wypiją lampkę wina i pójdą, a trzeba zrobić coś do cerkwi.

Michał był prawosławny, więc z ikonami obcował od małego, nie wierzył jednak, że mógłby je sam malować. Próbował nieśmiało, ciągle czuł, że za mało jeszcze wie, za mało umie, ale nie przestawał. — Jak ktoś zacznie interesować się ikoną, to już tego nie zostawi — zapewnia. — To wciąga, staje się modlitwą, jest ważne. Wiem, że ikony, które wykonałem są potrzebne. Nikt ich nie wyrzuca i nie wyrzuci. To jest dla mnie najważniejsze, że nie pracowałem na próżno.

Nie żałuje, że nie pozostał przy współczesnym malarstwie albo, że nie zajął się reklamą. Wtedy może miałby więcej pieniędzy, ale byłby zupełnie innym człowiekiem, co do tego Michał Pieczonko nie ma żadnych wątpliwości. Jego życie ukształtowała ikona.

Niech ona czeka

Michał Płoski musiał długo czekać, zanim odkrył swoje powołanie. Dorastał w środowisku rzymskokatolickim, ukończył studia prawnicze, pracował jako bibliotekarz, katecheta, a potem sekretarz księdza biskupa Mieczysława Jaworskiego. Choć ikony maluje od 20 lat, sam o sobie mówi: — To, co robię, to bardzo skromna działalność. Nie mam żadnego wykształcenia plastycznego ani teologicznego, ani z zakresu historii sztuki, to są moje amatorskie zainteresowania.

Tym zainteresowaniom podporządkował jednak całe swoje życie. Tak często, jak tylko może, pakuje wiadra, miski, farby, sienniki i wszystkie potrzebne narzędzia do żuka i razem z żoną ucieka od zgiełku świata do swojej pustelni w Górach Świętokrzyskich. Ta pustelnia to mała chatka z rozbiórkowego drewna, z pobielanym kominem pośrodku. Posłania leżą na malutkim stryszku, stół i krzesełka koło pieca. Tu właśnie Michał Płoski odnajduje spokój potrzebny do tworzenia ikon. Ikona jest dla niego jak chleb — święty, ale też powszedni. Codziennie na nią patrzy, więc jest czymś bardzo zwykłym, a jednocześnie nie przestaje być tajemnicą, drogą prowadzącą do Boga.

poprzednia strona 1 2 3 4 następna strona

Ewa Karabin

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?