Czytelnia

Małżeństwo i rodzina

Anna Karoń-Ostrowska

Radykalna bliskość, Z Adamem Hernasem rozmawia Anna Karoń-Ostrowska, WIĘŹ 2006 nr 9.

— Tu są także negatywne rzeczy, np. wojna. Przecież to również jest zbliżenie — tyle, że relacja zostaje tutaj złamana przemocą. Innym rodzajem zbliżenia jest także powrót syna marnotrawnego, to znaczy powrót dziecka do domu. A dzieci, które wyszły z domu, wcale nie muszą wracać, bo zbudowały już swój własny dystans. Są teraz kimś innym, zewnętrznie określonym wobec własnych rodziców.

— Jest również doświadczenie umierania.

— Z całą pewnością.

Dotrzeć do siebie całkowicie

— Mamy zatem całą gamę relacji bliskości, dlaczego więc małżeństwo ma być czymś szczególnym?

— Uważam, że tak maksymalne zbliżenie właściwie jest możliwe tylko w sytuacji kobiety i mężczyzny. W tym przypadku zbliżenie następuje przecież z maksymalnej odległości: z jednej strony dotyczy osób, które wyjściowo są sobie nieznane i obce, z drugiej zaś dzieli je owa granica płci. Na to nakładają się wszystkie aspekty społeczne: inna rodzina, inne światy, inna kultura, być może inna religia itd. Formalnych przeszkód jest zatem bardzo wiele. Najważniejszą jest jednak to, co współczesna filozofia wciąż tak usilnie penetruje — inność. Drugi człowiek — kobieta, mężczyzna — jest tu podwójnie inny. Po pierwsze — jako ktoś obcy, nadchodzący z daleka; po drugie — jako ktoś odmienny płciowo, przynoszący zupełnie inne doświadczenie siebie i świata. W małżeństwie mamy do czynienia ze zbliżeniem totalnym, w którym największa inność, z jaką mamy do czynienia, przechodzi w maksymalną bliskość. Do tego wszystkiego wcale to nie oznacza, że ta inność jest mniej inna.

Wydaje mi się, że tego całego procesu nie da się po prostu sprowadzić tylko do miłości.

— Co tu jest innego niż w miłości? Co więcej? Przełamanie barier, inność, bliskość? W miłości tak właśnie jest

— Miłość nie jest tylko miłością małżeńską. Istnieją przecież również inne formy miłości, w których ludzie zbliżają się do siebie lub doświadczają bliskości w sposób naturalny. Ale tylko w małżeństwie to zbliżenie przebywa tak długą drogę, która do tego prowadzi aż tak daleko, że gotów jestem zaryzykować tezę o znikaniu relacji.

— To znaczy, że w małżeństwie z „ja” i „ty” tworzy się „my” i już wtedy nie ma relacji? Zamiast dwojga jest bycie we dwoje?

— Chodzi o to, że nie ma dystansu w takim sensie, w jakim o nim mówiliśmy. Dystans czy relacja przestaje tu pełnić swą społeczną funkcję, czyli funkcję zabezpieczenia pozycji bycia kimś. Oczywiście, jeżeli odmiennie zdefiniujemy relację, idąc bardziej w kierunku rozumienia Buberowskiego, to będzie trzeba mówić o relacji. Ale ja to rozumiem trochę inaczej. To daje pewne dodatkowe możliwości.

— Ciągle nie widzę tego przejścia. Co to znaczy, że w małżeństwie kończy się relacja? Czy to znaczy, że znika relacja społeczna, zewnętrzna?

— Znika w takim sensie, że już niczemu nie służy, nic nie daje i niczego nie dodaje. Gdy będziemy mówić o małżeństwie jako kategorii prawnej czy teologicznej, to języki te są wręcz naładowane semantyką relacyjną: wzajemne zobowiązania, kwestie własności, przyrzekanie sobie wierności itd. Mnie chodzi o to, żeby przynajmniej spróbować wyodrębnić pewną jednostkę fenomenologiczną. Zaryzykowałbym twierdzenie, że rdzeniem fenomenalnym małżeństwa jest pewien szczególny typ bliskości — prawdopodobnie maksymalnej, jaka jest nam dostępna w perspektywie ludzkiej. Myślę o takiej prawdziwej bliskości, w której ludzie docierają do siebie całkowicie — w tym sensie mówię o zniesieniu relacji.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Małżeństwo i rodzina

Anna Karoń-Ostrowska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?