Czytelnia

Mistyka i erotyka

Tekst jest odpowiedzią na ankietę redakcji pt. Bilans rewolucji seksualnej, zawierającą pytania:
Jakie są dobre, jakie złe owoce rewolucji seksualnej?
Czy rewolucja seksualna przyniosła zapowiadane wyzwolenie czy też nowy przymus obyczajowy?
Czy trzeba tę rewolucję kontynuować, czy też trzeba ją powstrzymać? Jak?


Agnieszka Graff

Rewolucja? Zależy która...

„Rewolucja seksualna dopiero nastąpi” — oto podpis pod żartem rysunkowym, który pod koniec lat sześćdziesiątych wydrukowano w Liberation News Service, lewicowej agencji prasowej związanej z ruchem studenckim w Stanach. Na obrazku dwaj mężczyźni — tradycjonalista i kontrkulturowiec — opowiadają o swoim życiu i „swoich kobietach”. Sztywniak w garniturze powiada tak: „Kiedy wracam z biura, żona zaraz podaje mi coś dobrego do jedzenia. Całymi dniami opiekuje się dziećmi, a jeśli mam być szczery, to dodam, że świetna z niej d...a”. Na to długowłosy facet w hipisowskiej szacie: „Moja stara, mucha nie siada, wczoraj to mi taką fasolkę dała, że szkoda gadać. Jest spod znaku Panny i jest fantastyczna w łóżku”. U stóp każdego z panów klęczy kobieta ubrana stosownie do gustów partnera. Tak właśnie — w żartobliwym skrócie — wyglądała różnica między sytuacją kobiet przed i po tzw. „rewolucji seksualnej” (za: Ruth Rosen, „The World Split Open”, s. 146). Prawdziwa rewolucja — ta feministyczna — miała dopiero nastąpić.

Przytaczam ten żart, by przypomnieć, iż ruchy kontrkulturowe lat sześćdziesiątych były nie tylko zdominowane przez mężczyzn i retorykę buntu „synów” przeciw „ojcom”, ale także głęboko mizoginiczne. Podejrzewam, że z perspektywy współczesnego, polskiego konserwatysty rewolucja seksualna i Ruch Wyzwolenia Kobiet to ta sama opowieść — opowieść o katastrofie kulturowej. Tymczasem z perspektywy feministki (i osoby od lat zafascynowanej historią ruchu kobiecego) są to opowieści odrębne, wręcz przeciwstawne. Ruch Wyzwolenia Kobiet, zarówno w Stanach jak i w Niemczech czy Wielkiej Brytanii, był buntem przeciw przedmiotowemu traktowaniu właśnie przez owych „rewolucjonistów”. Nie chodziło tu tylko o przysłowiowe „klejenie kopert” czy „podawanie ciasteczek”, czynności, które spadały na dziewczyny, podczas gdy dzielni chłopcy wygłaszali przemówienia. Chodziło także o seks, o związek między seksem a władzą. „Girls Say Yes To Men Who Say No” (Dziewczyny mówią „tak” chłopakom, którzy mówią „nie”) — tak brzmiał znany slogan zachęcający młodych mężczyzn do odmowy służby wojskowej. Kobieta była w tej układance nie tyle podmiotem buntu, co nagrodą dla zbuntowanego mężczyzny (tak jak dobra żonka jest w tradycyjnej układance nagrodą dla mieszczucha). Wspomnienia uczestniczek tych zdarzeń pełne są goryczy, upokorzeń i poczucia winy — bo jakże tu odmówić swego ciała bohaterowi rewolty? Jak narazić się na ostracyzm, oskarżenie o „oziębłość” czy wręcz burżuazyjne nawyki?

Z tej sprzeczności — zniewolenie i uprzedmiotowienie w samym centrum rewolucji, która miała wyzwolić i upodmiotowić — zrodził się ruch kobiecy. O ile bowiem tradycyjne społeczeństwo domagało się od kobiet „cnoty”, czyli niedostępności, obiecując w zamian bezpieczeństwo, o tyle kultura rewolty domagała się seksualnej dostępności, za co obiecywała wolność. Feministyczne przebudzenie polegało na uświadomieniu sobie, iż to „nie jest nasza rewolucja”, że ta „wolność” jest dla mężczyzn. Upodmiotowienie kobiet nie jest sprzeczne z wolnością seksualną, ale nie jest też z nią tożsame.

1 2 3 następna strona

Mistyka i erotyka

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?