Czytelnia

Jarema Piekutowski

Jarema Piekutowski, Rytualne uściski i prawdziwa moc, WIĘŹ 2012 nr 5-6.

Podczas jednej z „liturgii dobrych praktyk” zdarzyło się jednak coś niezwykle ważnego, co miało nadać specyficzny koloryt całemu Zjazdowi. Cała uwaga sali skupiła się na ks. Janie Kaczkowskim z Pucka, który opowiedział o swojej pracy z tzw. trudną młodzieżą. Ks. Kaczkowski, sam zmagający się z własną niepełnosprawnością, podbił serca uczestników słowami przylegającymi ściśle do rzeczywistości. Jego wypowiedź nie była przesłodzona ani przeintelektualizowana. Dla niektórych mogła okazać się niewygodna, gdyż ks. Kaczkowski wprost powiedział o problemach ze swoimi przełożonymi, Poddawali oni w wątpliwość jego działania, a nawet uważali je za potencjalne „pośmiewisko”. Jednak to ks. Kaczkowski otrzymał największe owacje na Zjeździe. Może właśnie dlatego, że zamiast o „etnocentryzmie” czy „postfiguratywności” mówił o przyjaźni, miłości, prawdzie i kłamstwie, bez owijania w bawełnę. Z jego słów biła prawdziwa moc.

Drugiego dnia po południu zrobiło się znacznie bardziej interesująco. Arcyciekawy panel „Jak wykorzystać obywatelski potencjał polskich parafii” skończył się zdecydowanie za szybko. Pierwszy raz padła też kontrowersyjna teza (moim zdaniem jedna z najważniejszych na Zjeździe) - PersonNameProductIDo. Mareko. Marek Pieńkowski postulował, by wierni mogli zapisywać się do parafii, a nie byli przypisani do nich administracyjnie. Spotkało się to z odpowiedzią, iż „zapisane jest to w prawie kanonicznym”. Nareszcie stanęły naprzeciw siebie dwie różne wizje. Pojawiło się też mnóstwo pytań: czy w seminariach księża są uczeni rozmów i współpracy z ludźmi? Czy wprowadzenie religii do szkół nie spowodowało wyprowadzenia młodych ludzi z parafii? Brakowało jednak czasu na rozwinięcie tematów.

W zgodnej opinii wszystkich uczestników, z którymi rozmawiałem, najważniejsze okazały się warsztaty. Zdarzyło się tam coś niezwykle ważnego: przestaliśmy być publicznością, skończył się podział na „nas na widowni” i „tych na mównicy”, z którymi możemy porozumiewać się tylko poprzez karteczki z pytaniami. Niezwykle ważne jest więc, że uczestnicy (którzy przecież robią konkretne rzeczy dla swoich lokalnych społeczności) mogli nareszcie poznać się, wymienić myśli, wypowiedzieć się. Sądząc po ożywionych dyskusjach na korytarzu, te dwie-trzy godziny zdecydowanie nie wystarczyły, aby dać ujście ogromnemu potencjałowi uczestników. Kto wie, może gdyby warsztatów było więcej, Zjazd zaowocowałby wspólnymi działaniami i projektami uczestników. Trzeba jednak rozszerzyć przestrzeń do tego.

Po tych wszystkich przeżyciach prawdziwym katharsis okazał się wieczorny koncert. Zapowiadany jako koncert Stanisława Sojki (który nota bene zagrał świetnie), miał jednak przede wszystkim inną gwiazdę. Autentyczność i zaangażowanie niepełnosprawnych muzyków z Zespołu Piosenki Naiwnej nie pozostawiły nikogo obojętnym. Znów tak zwani (w okropnym, psychologicznym żargonie) „dysfunkcyjni” swoją mocą pokonali oficjeli i możnych tego świata. To chyba najważniejsza nauka, jaką wynoszę ze Zjazdu.

Jak te wszystkie wnioski przekuć w przyszłości na rzeczywistość Zjazdów Gnieźnieńskich? Jak wykorzystać ten potencjał? Mam wielką nadzieję, że za trzy lata będzie więcej takich, którzy powiedzą, że król jest nagi, tam, gdzie trzeba to powiedzieć. Że będziemy chcieli odsłaniać i tę prawdę, która daje nam siłę do działania, i tę prawdę, która jest niewygodna, i którą niektórzy może chcieliby zamieść pod dywan. W tym celu konieczne jest dotknięcie najbardziej palących problemów, postawienie jednoznacznych pytań, bliskich rzeczywistości, bliskich trudnościom, z którymi stykamy się na co dzień. Będzie to okazja do pogłębienia kwestii dotąd ledwie zarysowanych.

poprzednia strona 1 2 3 następna strona

Jarema Piekutowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?