Czytelnia

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Marek Rymsza

Skrajnie twórcza działalność

Dyskutują: Marek Liciński, Krzysztof Liszcz i Marek Rymsza oraz Katarzyna Jabłońska i Cezary Gawryś

WIĘŹ: Pomagać nie tylko możemy, ale chyba też musimy?

Liciński: Ja nie muszę. Pomaganie to mój zawód. Świadomie go sobie wybrałem i nie zamieniłbym go na żaden inny. Sam bardzo dużo zawdzięczam bezinteresownej pomocy. Żyję i jestem w miarę przyzwoitym człowiekiem dzięki temu, że miałem szczęście spotkać w swoim życiu kilka osób, które — mimo że im tego nie ułatwiałem, a raczej utrudniałem — próbowały mnie zrozumieć i mi pomóc.

Doceniam wartość pomocy, ale chociaż sam uprawiam ją zawodowo, to jednak uważam, że zawodowe pomaganie jest jakimś... dziwadłem. Pomoc widziałbym jako naturalny ludzki odruch, potrzebę. W starych kulturach jest ona bardzo mocno zakorzenioną wartością. Niestety, takie zachowania — wydawałoby się naturalne i oczywiste — stają się dziś w coraz większym stopniu usługą, sprzedawanym produktem.

Rymsza: Mnie wydaje się oczywistym, że musimy pomagać. Pomagamy, bo taka jest potrzeba społeczna. Społeczeństwo składa się z ludzi nie tylko samodzielnych, ale też niesamodzielnych, i ci drudzy bez naszej pomocy nie dadzą sobie rady. Pomaganie to zatem obowiązek, a jedną ze zdobyczy cywilizacyjnych jest, że jest on powszechnie akceptowany i sankcjonowany przez prawo. Dziś wsparcia ludziom w potrzebie udzielają nie tylko ich bliscy oraz wolontariusze — ludzie dobrej woli, ale również „zawodowi pomagacze”, czyli pracownicy socjalni zatrudnieni w placówkach pomocy społecznej. Ich praca to również rodzaj służby społecznej — w każdym razie takie jest założenie. Niestety, w mocno dziś zbiurokratyzowanym systemie pomocy społecznej często gubi się człowiek, któremu świadczona ma być pomoc, a na plan pierwszy wysuwają się standardy usług, wyposażenia placówek itp.

WIĘŹ: I chyba gubi się też człowiek, który tę pomoc świadczy?

Liciński: Szkolę ludzi zawodowo zajmujących się pomocą i wśród nich jest wiele osób, które solidaryzują się i identyfikują z tymi, którym pomagają. Obserwuję jednak również, że do pomocy, zwłaszcza profesjonalnej, bardzo chętnie biorą się ludzie, którzy „wiedzą lepiej” co jest dla innych dobre. W przypadku wielu z nich pomaganie jest — bardziej lub mniej świadomie — budowaniem poczucia własnej wartości, osiąganym poprzez narzucanie podopiecznym swojego punku widzenia. Wchodzą w cudze życie i próbują je ustawić po swojemu.

Liszcz: Chciałbym stanąć w obronie tego dziwadła, czyli zawodowej pomocy. Sam mam akurat szczęście, że zawód lekarza, który uprawiam, sytuuje się między „chcę” a „muszę”. Różnie z nami bywa, nie zawsze chce się nam wysilać, czasem może nie tyle, ile wymaga tego sytuacja. Ja sam często czerpię wtedy z mojej tożsamości jako lekarza właśnie — czyli identyfikacji z pewnym etosem, który w tradycji przypisany jest temu zawodowi i który wielu lekarzy z oddaniem realizowało. Ten etos i znakomici poprzednicy bardzo zobowiązują, ale też inspirują.

To „zaplecze” wielokrotnie dodawało mi siły i przynaglało do tego, żeby dobrze wywiązywać się z obowiązków, które jako lekarz na siebie przyjąłem, często nie patrząc na zegarek, zapłatę za moją pracę, niezrozumienie tych, którym próbuję przyjść z pomocą etc. Próbuję łączyć tę moją zawodową, wynagradzaną działalność, z poczuciem, że realizuję ją jako konkretna osoba, czyli zaprząc osobę do roli, ale też rolę do osoby.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 następna strona

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Marek Rymsza

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?