Czytelnia

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Marek Rymsza

Skrajnie twórcza działalność, Dyskutują: Marek Liciński, Krzysztof Liszcz i Marek Rymsza, WIĘŹ 2009 nr 7.

Rymsza: I tu właśnie jest miejsce na to, aby służby społeczne pracowały ze społecznością, żeby znajdowały sposoby na to, by ludzie chcieli i potrafili przekraczać własną prywatność, żeby byli w stanie reagować na problemy innych.

Liciński: No tak, tyle że większość potrzebujących pomocy wzbudza negatywną uwagę otoczenia — są na różne sposoby izolowani, a czasem wręcz represjonowani.

Rymsza: W XIX wieku w kulturze mieszczańskiej utrwalił się wzór pomagania, zgodnie z którym ten, kto pomagał, miał poczucie wyższości. Otrzymujący pomoc dostawał zaś komunikat: żyjesz na koszt innych, więc za dobrze się nie czuj. Na szczęście tacy ludzie jak Adam Chmielowski zbudowali inny model tej relacji. On jako Brat Albert poszedł do tych, którym chciał pomagać — do bezdomnych — i z nimi żył. To był skrajny radykalizm, przełamujący ówczesną logikę organizowania pomocy. Brat Albert działał powodowany wiarą, ale zasada wspólnotowości, którą realizował, ma istotny wymiar społeczny. Dając coś z siebie innym, jednocześnie coś dostaję w zamian, o ile tylko chcę i umiem to przyjąć. Jeżeli dam, ale nie nawiążę kontaktu z obdarowanym, dokona się redystrybucja dóbr. Ale wartość dodana, jaką jest więź społeczna, nie powstanie.

Liszcz: Mój przyjaciel z Torunia dwa lata temu zatrudnił w swoim zakładzie mechanicznym chłopaka z zespołem Downa, który pracuje przy demontażu osi. Najbrudniejsza robota, ale on to robi z pasją — sam jest po pracy brudny, ale części są czyste. Przyjaciel mówi, że nie potrzeba mu żadnej dotacji z tytułu tego, że zatrudnia osobę niepełnosprawną, bo ten chłopak dotuje go samą swoją obecnością w firmie. To jest coś, czego on jako pracodawca wcale się nie spodziewał. Chciał pomóc, tymczasem sam dostał znacznie więcej, niż zaoferował: pracownik z upośledzeniem umysłowym jest zawsze punktualny (chociaż do pracy ma cztery kilometry i drogę pokonuje pieszo), sam sprząta po sobie stanowisko. W całym zakładzie zmieniła się atmosfera. Okazało się, że reszta chłopaków zaczęła się inaczej zachowywać, nie przeklinają, nie palą. Ciekawe, że ta osoba zmieniła kulturę miejsca pracy — jakby coś w rodzaju duchowego kawałka wlazło w tę robotę. Ten chłopak z zespołem Downa stał się częścią zespołu. Pokazał, że osoba ograniczona jest mniej ograniczona w sytuacji pracy niż ludzie zdrowi. To trwa już dwa lata.

WIĘŹ: Czyli prawdą jest — jak twierdzi Jean Vanier — że silny potrzebuje słabego?

Liciński: W naszym społeczeństwie nie cenimy słabości, również z tego powodu nie korzystamy z doświadczenia i mądrości ludzi starych, spychamy ich na margines. Ja wiele się od nich uczę, niezależnie od ich kwalifikacji zawodowych. Uczę się od nich uważności wobec ludzi i świata, umiejętności czekania aż różne problemy rozwiążą się naturalnie. Mnie wyrywa, żeby coś zrobić, często idę na skróty, a oni spokojnie czekają. I zazwyczaj mają rację. Wiele starszych osób ma też niezwykłe wyczucie, wiedzą, co jest w życiu naprawdę ważne, a co można sobie darować. Głupotą jest nie korzystać z tych ich kompetencji.

Liszcz: Wszyscy w jakiś sposób jesteśmy niepełnosprawni. Ja na przykład nie mam biologicznych dzieci. Niepełnosprawność nie musi zamykać, może otwierać na szukanie jakichś innych rozwiązań w przekraczaniu swoich ograniczeń. Skoro nie mogliśmy z żoną mieć własnych dzieci, poszukaliśmy innego sposobu, by stać się rodzicami.

Andrzej Wojciechowski, profesor pedagogiki specjalnej i rzeźbiarz z Torunia, ma ciekawą teorię na temat roli osób słabych w społeczeństwie. Jego zdaniem, żeby mur świata trwał, obok granitowych kamieni potrzebna jest słaba zaprawa. Osoby, które my uważamy za naszych podopiecznych, w istocie spajają swoją obecnością i kruchością coś, co jest społeczną budowlą.

Marek Liciński — ur. 1947, prezes Federacji na rzecz Reintegracji Społecznej, terapeuta rodzinny. Pracuje z osobami wykluczonymi i uzależnionymi.

Krzysztof Liszcz — lekarz psychiatra, wraz z żoną Katarzyną Kałamajską-Liszcz są rodzicami adopcyjnymi i zastępczymi czworga dzieci specjalnej troski. Działają w Toruńskim Stowarzyszeniu Rodzicielstwa Zastępczego „Wirgiliusz”, prowadzą pracownię edukacyjną Aksjomat.

Marek Rymsza — ur. 1966, socjolog. Pracuje na Uniwersytecie Warszawskim w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych. Współpracuje z Fundacją Instytut Spraw Publicznych. Redaktor naczelny kwartalnika „Trzeci Sektor”. Mieszka w Warszawie.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Marek Rymsza

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?