Czytelnia

Nowi ateiści

Jerzy Sosnowski

Jerzy Sosnowski Spotkanie wysokiego ryzyka, WIĘŹ 2009 nr 5-6.

Obawiam się, że taka też jest istota naszych współczesnych debat światopoglądowych — i to zarówno w sferze prywatnej, jak w publicznej. Im bliżej do sporów o kształt ustrojowy państwa, tym rzecz robi się klarowniejsza, ale i w konfrontacjach prywatnych idzie raczej o władzę niż o prawdę, i raczej o usunięcie przeciwnika z przestrzeni rozmowy niż o przekonanie go do czegokolwiek; zaś spodziewaną nagrodą jest władza nad językiem (pozwalająca definiować podział na sensowne/absurdalne, twórcze/destrukcyjne, logiczne/nielogiczne). Nic dziwnego, że ludzie, mający tylko takie doświadczenia — i tylko tak prowadzący dyskusję — wezwanie Tischnera do dialogu uznają za akt kapitulacji.

Wiara jest ryzykiem

Spotkanie wierzącego z niewierzącym — spotkanie na temat ich wiary/niewiary — owocuje więc całym szeregiem niewygód i niebezpieczeństw. Niewygoda pierwsza: kłopot z komunikacją. Niewygoda druga: kłopot z samoidentyfikacją. Dalej: presja społeczna, by zaczynającą się konfrontację rozumieć nie jako spotkanie Mnie z Tobą, ale Nas z Wami (co wciąga uczestników spotkania w społeczny kontekst wydarzeń historycznych, nieraz krwawych dla obu stron). Skłonność do lekceważenia ateistycznej etyki, co paradoksalnie redukuje i poniża także etykę chrześcijańską, a ponadto grozi destruowaniem moralnego minimum, które winno funkcjonować między ludźmi niezależnie od różnic światopoglądowych. Wreszcie: pokusa władzy, ostatecznie odróżniająca spór od rzeczywistej ewangelizacji, która toczy się z zasady poza słowami.

Poza słowami — to ważne rozpoznanie. W wierze wydaje się wszak kryć coś, co nie daje się uchwycić jako przedmiot sporu, ani nawet jako przedmiot dialogu — nie jest bowiem, w ścisłym, filozoficznym sensie, przedmiotem. Mam na myśli to, co Bierdiajew określa metaforycznie (bo nie sposób inaczej) jako „promieniowanie słonecznego światła [Prawdy]”, które sprawia, że

„nigdy nie dowodzę prawdy sobie, zawsze muszę dowodzić ją innym. Żyję poznawczo w dwóch światach — w świecie pierwotnym, egzystencjalnym, w którym możliwe jest obcowanie z Prawdą, i w świecie wtórnym, uprzedmiotowionym, w którym Prawda komunikowana jest innym, jest dowodzona, w świecie, w którym jest ona rozdrabniana na wiele prawd wskutek przystosowania do upadłego stanu świata5.”

Ona to staje się pierwszą ofiarą dyskursywnego pojedynku z ateistą: zostaje przemilczana, a właściwie zagadana tak, że nie słychać nawet wymownej ciszy.

To z gruntu niedyskursywne doznanie jest otoczone i wspierane — niby przez rusztowanie, zewnętrzny szkielet — za pomocą całego systemu podtrzymywania życia (duchowego), na który składają się: zinstytucjonalizowana obecność współwyznawców, uznawana przez nich argumentacja, wypracowane w zbiorowości nawyki, przyjęty sposób mówienia o wierze itd. Ryzyko spotkania z niewierzącym dotyczy tego właśnie systemu. Jego poszczególne elementy mogą zostać z dobrą wolą zawieszone lub w wyniku walki rozbite. Chrześcijanin ma prawo obawiać się tego chwilowego powrotu w realia późnego antyku, gdy wiara musiała być aktem heroicznym. Z drugiej wszakże strony — czy wiara nieheroiczna, wiara wspierana z zewnątrz, nie jest skłonna do zapomnienia o swoim wewnętrznym, niedającym się wysłowić źródle?

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 następna strona

Nowi ateiści

Jerzy Sosnowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?