Czytelnia
Józef Majewski
Zbigniew Nosowski
„Stare”, „nowe” i odnowa w Kościele
Cieszymy się, że naszymi tekstami zachęciliśmy Jana Filipa Libickiego, przedstawiciela tradycjonalistycznego nurtu w Kościele, do podjęcia z nami dyskusji. Satysfakcja to tym większa, że jego wypowiedź dobrze odpowiada na potrzebę wewnątrzkościelnego dialogu na temat miejsca i roli tradycjonalizmu w polskim Kościele. Wydaje się, że po raz pierwszy na łamach polskiej prasy religijnej dochodzi do dialogu między przedstawicielami skrzydła tradycjonalistycznego a „dziećmi Soboru”, do których niżej podpisani się zaliczają, zamiast wymiany porywczych i nieprzejednanych monologów, jak do tej pory zazwyczaj bywało. Dialog nasz nie jest też przymilnym głaskaniem się uładzonymi słowami. Padają tu mocne słowa, stawiamy sobie trudne pytania, ale też wyczuwa się gotowość słuchania, która sama w sobie jest cenną wartością.
Jan F. Libicki kilka razy przyzywa nas obu, razem czy osobno, do tablicy. Podchodzimy do niej razem, bo też w istocie postawione problemy i pytania w podobnej mierze dotyczą nas obu.
Hojne serca pasterzy
Zacznijmy od problemu skierowanego nie tyle do nas, ile do pasterzy polskiego Kościoła. J. F. Libicki ze smutkiem konstatuje, że biskupi raczej nie okazują życzliwości tradycjonalistom ubiegającym się o realizację zagwarantowanego im przez Watykan prawa do sprawowania i uczestnictwa we Mszy „trydenckiej”. Autor wspomina o nieprzychylnych wypowiedziach bp. Zygmunta Pawłowicza, ex professo zajmującego się u nas zjawiskiem tradycjonalizmu, o anulowaniu takiego zezwolenia w diecezji katowickiej oraz ogólnie mówi o poważnych trudnościach tradycjonalistów z tą sprawą w innych diecezjach. Nie czujemy się kompetentni, aby zabierać głos w przytoczonych konkretnych przypadkach, zwłaszcza że nie znamy szczegółowo kwestii „katowickiej”, a stanowisko bp. Pawłowicza zostało przedstawione przez Libickiego niezbyt precyzyjnie.
Choć trudno nam wypowiadać się o wspomnianych konkretnych przypadkach, to jednak podniesiona przez Libickiego sprawa ma również swój wymiar ogólny. Nie znamy przyczyn, dla których biskupi raczej nie wyrażają tradycjonalistom zgody na Mszę „trydencką”. Przypuszczamy jedynie, że dzieje się tak m.in. ze względu na nierzadkie wypowiedzi tradycjonalistów, które – naszym zdaniem – nie gwarantują, że akceptują oni prawomocność i doktrynalną ścisłość posoborowego rytu Mszy św., co jest warunkiem zgody. W takim przypadku sami tradycjonaliści w poważnej mierze byliby sobie winni. Dodajmy, że obrotu sprawy nie musi ad hoc zmienić klarowna wypowiedź p. Libickiego, że tradycjonaliści w gruncie rzeczy przyjmują prawomocność i doktrynalną ścisłość tego rytu. Jedna jaskółka wiosny nie czyni.
Chcemy być jednak dobrze zrozumiani: uważamy, że Jan Paweł II, odpowiednie kongregacje watykańskie i szef papieskiej komisji „Ecclesia Dei”, która czuwa nad sprawami tradycjonalizmu w Kościele, bardzo jasno zalecają władzom Kościołów lokalnych wielkoduszną hojność w wyrażaniu zgody tradycjonalistom na Mszę „trydencką”. Klasyczna liturgia łacińska stanowi integralny element skarbca Kościoła. Wszyscy katolicy, którzy pragną uczestniczyć w tej liturgii, winni mieć możliwość spełnienia swoich pragnień. Mają oni do tego niezbywalne prawo w Kościele. W sposób szczególny powinno to dotyczyć tych diecezji, w których aktywną działalność rozpoczęli i kontynuują tradycjonaliści pozakościelni, tj. lefebvryści, w przeciwnym razie można by było mówić o zupełnie niepotrzebnym wystawianiu katolików o wrażliwości czy duchowości tradycjonalistycznej na swoistą próbę wierności Rzymowi.