Czytelnia

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Andrzej Kaim SAC, Starsza pani w bidulu, WIĘŹ 2009 nr 7.

W latach osiemdziesiątych była kuratorem społecznym przy warszawskim sądzie dla nieletnich. Na ten czas przypada największy rozkwit jej dzieła. Swoją troską ogarniała kilka państwowych domów dziecka: w Konstancinie, Białołęce i Warszawie. Pojawiła się też trudna młodzież, podopieczni zaprzyjaźnionych kuratorów i dzieci z patologicznych rodzin, które Pani Maria z właściwą sobie charyzmą wyszukiwała. Pewien problem dla władz PRL stanowili pomagający jej wolontariusze, rekrutujący się głównie spośród młodzieży oazowej i pallotyńskich kleryków. Dlatego Pani Maria dla niepoznaki dokładała do swoich podopiecznych trochę dzieci z zakonnych domów dziecka w Międzylesiu i Płudach.

Z wiarą i miłością, która widzi więcej, oraz nadzieją, która widzi inaczej, szła do tych, dla których wiara, nadzieja i miłość były zazwyczaj doświadczeniami nieznanymi i nieosiągalnymi — te dzieci porzucone zostały przecież przez własnych rodziców. Decydując się na ten wybór, dobrze wiedziała, że na efekty nie może liczyć. Można powiedzieć, że zajęła się przyszłymi kandydatami do poprawczaków i więzień — to byli potencjalni kryminaliści. Jej oczekiwania skupiały się w cichej nadziei, że być może kiedyś — gdy będą na dnie, gdzieś pod mostem, w śmietniku, w rozpaczliwej samotności — przypomną sobie, że nie byli na tym świecie sami. Że w ich życiu był ktoś, komu na nich bardzo zależało i kto starał się kochać ich takich, jacy są. Pani Maria nie rezygnowała nawet w najtrudniejszych przypadkach — tych, których nie dało się nikomu podrzucić. To nie zabawki — to „niewypały”, które próbowała rozbrajać miłością

Jej zasadniczą ideą stało się organizowanie wyjazdów wakacyjnych do Białki Tatrzańskiej i na święta Bożego Narodzenia do Szczawnicy. Dlaczego właśnie tam? W tych dwóch magicznych miejscach spełniały się najgłębsze marzenia Pani Marii. Dzieci skazane na pobyt w domu dziecka miały swoje wakacje tam, gdzie ona przeżyła najwspanialsze chwile swego dzieciństwa. Z góry, na odległość spływu Dunajcem z Krościenka do Szczawnicy, wciąż patrzył na nią rodzinny dom — wiekowy dworek, jedyny świadek jej dzieciństwa.

Jakie to były wakacje? Zawsze udane i niepowtarzalne. Wszystko odbywało się spontanicznie. Nigdy nie było wiadomo, ile i jakie będą dzieci. Zdarzało się czasami, że było ich blisko siedemdziesięcioro w wieku od pięciu do piętnastu lat. Kwestie organizacyjne nie były istotne. Liczyło się, żeby dzieci poczuły się jak na wakacjach. Przyznam, że nie wszystko rozumieliśmy, irytowała nas zbytnia spontaniczność. Pani Maria dobrotliwie tłumaczyła, że rygor, porządek i posiłki na czas te dzieci mają w domach dziecka przez cały rok. Wyjazd jest po to, żeby od tego drylu odpoczęły i poczuły się w rodzinie. Taką namiastkę rodziny tworzyli „ciocie” i „wujkowie” — to były nasze dzieci, a my byliśmy ich. Wszyscy czuli się szczęśliwi i wyjątkowi. Białka czy Szczawnica przybierały kształty baśniowej krainy szczęśliwego dzieciństwa.

Myślę, że w ten sposób Pani Maria najpełniej zrealizowała swój młodzieńczy ideał zakodowany w tajemniczym imieniu Donata: ratowała dzieciństwo dzieciom pozbawionym dzieciństwa, dzieląc się z nimi radością, jakiej sama doświadczyła w swoim szczęśliwym dzieciństwie. Tym samym w sposób doskonały wypełniała przykazanie miłości bliźniego, które wzywa nas, byśmy dzielili się z innymi tym, co mamy najcenniejszego. Pani Maria ze wszech miar zasługuje nie tylko na tytuł „matki dzieci niechcianych”, ale także na miano „rzeczniczki prawa do dzieciństwa”.

Autostrada do nieba

Swoim pięknym życiem odcisnęła głęboki ślad w pamięci tych wszystkich, którym dane było ją znać, w sercach warszawskich dzieci i miejscach, z którymi związała swoje powojenne losy. Jednym z tych miejsc było jej mieszkanie przy ul. Wilczej 3/9, na terenie parafii św. Aleksandra. Z błogosławieństwem dobrodusznego bp. Władysława Miziołka, długoletniego pasterza tego miejsca, rozwijało się dzieło, które nadawało tej części Śródmieścia rangę symbolu. W gościnnych podziemiach kościoła św. Aleksandra odbywały się czasami spotkania z dziećmi. W prace parafialne żywo włączała się Pani Maria.

poprzednia strona 1 2 3 4 następna strona

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?