Czytelnia

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Tomasz Wiścicki

Tomasz Wiścicki, Świadectwo przede wszystkim. Kościół wobec donosicieli w sutannach, WIĘŹ 2006 nr 5.

Wyjątkową rolę w postawieniu na porządku dziennym sprawy donosicieli w sutannach i habitach odegrał ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Jego opozycyjna przeszłość czyni go szczególnie wyczulonym na zło czynione przez SB, a prześladowania, jakich osobiście doznał — wraz z próbą zabójstwa — czynią jego świadectwo szczególnie wyrazistym. Zdezawuować go trudniej niż innych, choć próby trwają... Cóż, działania tych, których inni odbierają jako żywy wyrzut sumienia, rzadko bywają przyjmowane z entuzjazmem.

Przepraszamy, ale...

Gdy popierana w większości kościelnych wypowiedzi lustracja (szeroko rozumiana) doprowadziła do ujawnienia pierwszych nazwisk donosicieli w sutannach i habitach, reakcje wielu ludzi Kościoła, z niektórymi biskupami na czele, były zdumiewające, czy może raczej — przygnębiające. W miejsce jasnego świadectwa słyszymy nieraz wypowiedzi do złudzenia przypominające reakcje innych grup, których przedstawiciele dopuścili się nieprawości. Wiele jest reakcji obronnych na zasadzie „biją naszych”. Doświadcza tego osobiście ks. Zaleski, traktowany przez niektórych nie jako „człowiek sumienia”, ale — kruk, co własne gniazdo kala, tak jakby złem nie było donosicielstwo, ale dążenie do jego ujawnienia.

Usłyszeć można zadziwiające — zwłaszcza wobec znanych już faktów — bagatelizowanie zła wyrządzanego przez konfidentów. Słyszymy zapewnienia, że Kościół był prześladowany, a jego większość zachowała się bez zarzutu. To prawda, tyle że co to ma do rzeczy, gdy stykamy się z przypadkami porażającego nieraz zła, które — za historykiem Markiem Lasotą, autorem książki „Donos na Wojtyłę” — śmiało można nazwać udziałem w mysterium iniqiutatis i porównać do opętania?

Z książki Lasoty dowiadujemy się np. o pewnym benedyktynie, który doniósł na własnego przełożonego, usiłującego zorganizować ucieczkę na Zachód dwóm Czeszkom, matce i córce, chcącym połączyć się ze swym mężem i ojcem, zmuszonym do emigracji. W wyniku donosu ów przełożony, o. Piotr Rostworowski, oraz starsza z niedoszłych uciekinierek trafiły do więzienia, a młodsza — do domu dziecka. Ten sam konfident wyjechał później jako wizytator do Wilna, do tamtejszych działających w podziemiu benedyktynek. „Wizytacja” zaowocowała listem od KGB z podziękowaniem za rozpracowanie sióstr... Z kolei ks. Zaleski mówił w dyskusji w KAI o proboszczu z rodzinnej miejscowości Stanisława Pyjasa, który już po jego zamordowaniu (!) donosił na własnych parafian.

Każdy odpowiada za swoje własne czyny, a za cudze — tylko o tyle, o ile na nie wpłynął. Nie można relatywizować podobnych zachowań, powołując się na to, że większość nie zawiodła, a niektórzy wykazali się heroizmem.

W tej też perspektywie można ocenić niedawne oświadczenie episkopatu zawierające bardzo ważne słowa przeproszenia za czyny tych ludzi Kościoła, którzy zawiedli. Oczywiście, sam fakt wydania takiego oświadczenia ocenić należy pozytywnie. Jest ono tym cenniejsze, że publiczne wypowiedzi hierarchów wskazują na zróżnicowanie stanowisk w episkopacie co do sposobów uporania się z wstydliwą przeszłością, łącznie z nierzadkimi głosami, że problem ten w istocie dla Kościoła nie istnieje. Dobrze więc, że zwyciężyło stanowisko uznające konieczność przeproszenia.

Gorzej, że zostało ono obudowane tak obszernymi zastrzeżeniami i zapewnieniami — słusznymi! — o zasługach Kościoła, że waga tych najważniejszych słów skruchy ulega zmniejszeniu. Szkoda, że nie doczekaliśmy się słów krótkich, jasnych i jednoznacznych. Są takie rodzaje zła, wobec których one najbardziej przystoją. Paradoksalnie, im jaśniejsze uznanie niewątpliwego zła, tym bardziej wiarygodne i przekonujące późniejsze przedstawienie tła i okoliczności. Późniejsze — by uniknąć wrażenia relatywizacji.

No i wreszcie sprawa kluczowa: oświadczenie episkopatu było reakcją na rozwój wypadków i rozpoczęcie ujawniania nazwisk konfidentów. O ileż większa byłaby jego waga, gdyby biskupi wydali je, nie czekając na okoliczności zewnętrzne. Czasu było pod dostatkiem — prawie siedemnaście lat...

Prymas Wyszyński nie rozliczał

Spośród argumentów mających uzasadnić brak konieczności działań w tej dziedzinie — wcześniej i teraz — najbardziej zdumiewa twierdzenie, że „w Kościele mamy przecież spowiedź”. Sakrament pojednania nie ma przecież zastępować innych form odpowiedzialności za wyrządzone zło, zwłaszcza tych, które dzieją się w sferze publicznej. Tak jak nie zastąpi ona na przykład odpowiedzialności prawnej, tak też nie może zastąpić ujawnienia prawdy o donosicielstwie. Wbrew pozorom, mimo że z definicji działo się ono w tajemnicy przed ofiarami, dotyczyło ono sfery publicznej. Skutki donosów dotykały — także z definicji — osób trzecich, nieświadomych roli, jaką odgrywał ktoś, kto informował tajne służby o ich działaniach oraz starał się na nie wpływać. Nie może być mowy o przywróceniu elementarnego ładu moralnego bez ujawnienia tych działań. Dopiero wtedy donosiciele i ci, którzy korzystali z ich usług, tracą niemoralną wyższość nad swoimi ofiarami. Wśród katechizmowych pięciu warunków sakramentów pokuty jest zresztą „zadośćuczynienie Panu Bogu i bliźniemu”. Jak można wyobrazić sobie zadośćuczynienie bliźnim, na których się donosiło, bez ujawnienia im tego faktu?

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 następna strona

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?