Czytelnia

Sekularyzacja

ks. Andrzej Luter

Szarganie świętości, szarganie świeckości

Dyskutują: prof. Jacek Hołówka (filozof), Paweł Lisicki (publicysta), ks. Andrzej Luter (duszpasterz) i prof. Jerzy Tomaszewski (historyk) oraz Tomasz Wiścicki (Więź”)

Więź”: Czy świętości wolno szargać — jakie świętości, w jakich warunkach i czyje świętości? Czy wszystkie świętości są sobie równe? Czy są może sytuacje, kiedy wręcz należy je szargać?

Paweł Lisicki: Jeśli ktoś publikuje artykuł, w którym na przykład przedstawia opinię, że istnieje bezpośredni związek między naukami islamu a terroryzmem, albo pisze, że jego zdaniem islam ma druzgocący wpływ na rozwój ducha ludzkiego, to jakkolwiek teza taka byłaby bolesna do przyjęcia dla wyznawców Mahometa, powinniśmy zawsze bronić prawa do jej wypowiedzenia. Dotyczy to każdej innej religii — jeśli ktoś chce wydrukować artykuł, w którym będzie dowodził, że Jezus Chrystus nigdy nie istniał, ma prawo to uczynić. Inaczej natomiast ma się sprawa z przedstawieniem za pomocą karykatury osoby, uważanej przez jakąś religię za świętą. Tu mamy bowiem do czynienia nie z sądem, ale szyderstwem, drwiną, chęcią obrażenia.

- Jednakowoż Salmana Rushdie spotkała fatwa właśnie za tekst. Mułłowie, którzy ją wydali, nie byli najwyraźniej zwolennikami tego rozróżnienia.

P. Lisicki: Mam wrażenie, że w kulturze zachodniej takie rozróżnienie jest do przyjęcia; pozwala ono funkcjonować obok siebie społecznościom wyznającym różne, czasem pozostające ze sobą w sprzeczności wartości, pozwala nie zwalczać siebie nawzajem w sposób czynny. Rozróżnienie to stwarza przestrzeń debaty, potrzeba jednak wspólnego rozumienia, co jest opinią, co jest sądem, a co działaniem rzeczywiście wrogim. Czym innym jest bowiem domalowanie Mahometowi wąsów, a czym innym napisanie tekstu, z którego wynika, że ten prorok mylił się w swoich naukach.

Ks. Andrzej Luter: Jednak kłopot z szarganiem świętości polega na tym, że nie zawsze odwołać się można do obiektywnych kryteriów, zderzamy się bowiem często z odczuciami bardzo subiektywnymi, z wrażliwością konkretnego człowieka. Być może granicą wolności w naruszaniu uczuć religijnych jest wolność innego człowieka. Warto więc zastanawiać się, czy wizerunkom związanym ze sferą sacrum wolno nadawać jakieś nowe znaczenia, czyli takie, które deformowałyby znaczenie, jakie przypisują im wierzący. Tutaj bardzo łatwo o konflikt. Zanim jeszcze wszedł na ekrany film „Kod da Vinci”, mieliśmy wezwania do jego bojkotu. Podobne emocje wywoływało „Ostatnie kuszenie Chrystusa” Martina Scorsese, filmu podejmującego również problem rzekomego związku erotycznego Jezusa i Marii Magdaleny. Sam znam osoby, dla których „Ostatnie kuszenie Chrystusa” stało się impulsem do powrotu do myślenia o chrześcijaństwie. Te sprawy bywają niekiedy niesłychanie złożone, chociaż nie porównywałbym obrazu Scorsese, filmu — co by nie powiedzieć — wybitnego, z „Kodem...”, który okazał się przeciętnym produktem klasy B.

Profanacja? Prowokacja?

- Co zatem decyduje o tym, gdzie powinna przebiegać granica tego, co wolno i co niedozwolone? Czy to jest kwestia wyłącznie subiektywna, czy można tu przywołać jakieś obiektywne kryteria?

Jacek Hołówka: Jedyne, co powinniśmy uznać za niedopuszczalne, to celowo praktykowana profanacja. Wymaga to oczywiście precyzyjnej, dającej się łatwo zrozumieć i zastosować definicji. Sam sformułowałbym ją w sposób następujący: profanacja jest to chęć zniszczenia świętości, której się nie podziela. Działanie to nie jest okupione żadnymi wartościami ani celem, który można byłoby uznać za próbę otwarcia na wspólne — wespół z tymi, których świętości się profanuje — poszukiwanie wartości. Profanacja jest wynikiem pogardy, chęci zniszczenia jakiegoś punktu widzenia, ośmieszenia go i uznania, że w gruncie rzeczy jest oszustwem i szalbierstwem. Jeśli zatem ktoś w sposób celowy i świadomy szydzi z religijności i w związku z tym pozwala sobie na przykład na wieszanie genitaliów na krzyżu, jego zachowanie powinno być traktowane jako wulgarne, barbarzyńskie i w żaden sposób niemożliwe do zaakceptowania. Musimy być jednak ostrożni, często bowiem to, co jednym wydaje się profanacją, dla innych jest jedynie, zmierzającą do rozwiązania jakiegoś problemu, prowokacją.

Jerzy Tomaszewski: Problem w dalszym ciągu nie został rozwiązany, tu nadal odwoływać się można do subiektywności. Sprawę genitaliów na krzyżu znam jedynie z fotografii. Nie wywołało to u mnie pozytywnych uczuć, chociaż jestem człowiekiem niewierzącym. Nie dostrzegam w tym działaniu jakiejś usprawiedliwiającej je myśli czy idei. Może dostrzegłbym je oglądając oryginał, na fotografii było to dla mnie kompletnie nieczytelne.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 następna strona

Sekularyzacja

ks. Andrzej Luter

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?