Czytelnia

ks. Jan Sochoń

ks. Jan Sochoń

Szczęśliwie trudny splot

Ewa Bieńkowska: „Pisarz i los. O twórczości Gustawa Herlinga-Grudzińskiego”, „Zeszyty Literackie”, Warszawa 2002, s. 172.

Taka sytuacja nie zdarza się często: oto po natychmiastowym przeczytaniu książki Ewy Bieńkowskiej o twórczości Gustawa Herlinga-Grudzińskiego sięgnąłem po opowiadania i tomy dziennika pisarza. Pragnąłem nie tyle sprawdzić interpretacyjne intuicje badaczki, ile raczej ponownie dać się ponieść żywiołowi literatury, która pozostaje tajemnicą, zasadniczo niedającą się ostatecznie przeniknąć. I tak już musi pozostać, o czym był przekonany zarówno sam Grudziński, jak i autorka krytyki jemu poświęconej. Musiało być jednak coś, co dogłębnie zafascynowało Bieńkowską, a co ukryte w pisarstwie Herlinga warte było rozpoznania i narracyjnego wyjawienia, i co tworzyło — by tak określić — niepowtarzalny i twórczy splot-blask, uderzający (często bardzo intensywnie, wręcz zaborczo) w świadomość czytelników. Właśnie o ten s p l o t - b l a s k Bieńkowskiej chodzi najbardziej, czyli — o życie po prostu, uwikłane w tragiczną i dramatyczną zarazem logikę wydarzeń końca XX wieku.

Nic w tym nadzwyczajnego — można byłoby powiedzieć. Większość pisarzy tamtego czasu — w najbardziej prywatnym sensie — naznaczona została ościeniem totalitaryzmu, wielu wzniosło się na szczyty heroizmu i twórczego oddania, wielu musiało przedrzeć się przez zasieki stawiane przez wygnanie emigracyjne. Grudziński jednak dokonał czegoś więcej, mianowicie — z osobistego losu wydobył tony niemal hieratyczne, hiobowe, i uczynił z nich narzędzia ocalenia, nie tylko samego siebie, ale i potencjalnych odbiorców. W ten sposób — przy zachowaniu oczywistych różnic — powtórzył gest św. Augustyna: duszę i Boga chcę poznać. Doprawdy, nic więcej. Owo „nic więcej” nie jest tu bez znaczenia. Wskazuje bowiem na przedziwne ukierunkowanie refleksji pisarza, obramowanej sześcioma „źródłami”: ziemią, malarstwem, światową literaturą, wiarą, cierpieniem i pamięcią. W egzystencjalnym sześcioboku przez nie utworzonym rozwijała się i mężniała jego twórcza energia. Ona to właśnie kazała mu nie rezygnować z nadziei, że pisarstwo może stać się — jak powiedziałby Pierre Hadot — ćwiczeniem duchowym, umożliwiającym zachowanie godności w bólu i swoiste wychylenie ku transcendencji, zawsze chwiejne albo nieufne, niemniej (w paschalowskim sensie) pewne.

Bieńkowską — przypuszczam — to właśnie urzekło; odnalazła w tekstach Herlinga podobną swojej dykcję bycia, jakiś duchowy żar, scalający w jedno paradoksy historii i życia oraz — co wydaje mi się podstawowe — swego rodzaju potwierdzenie, że uczucie bezradności wobec pokus losu nie musi prowadzić do unieruchomienia wyobraźni i serca, a nawet bywa pomocne w utrzymaniu dostojeństwa ziemskiej obecności, którą trzeba zaakceptować i egzystencjalnie przetworzyć. W dzisiejszym kulturowym bezprawiu fakt ten zasługuje na szczególną uwagę. Nie mogą przecież zdarzyć się tak „ciemne dni”, które by ostatecznie zniszczyły ludzką nadzieję na ocalenie. Wyjątkowość Grudzińskiego polega właśnie na uwypukleniu owego z gruntu ewangelicznego myślenia, stanowiącego międzypokoleniowe, a może nawet europejskie kłącze (używam tego słowa bez naleciałości wiążących się z refleksją Deleuze'a) ewentualnych wzajemności i porozumienia, zapisane w księgach-katedrach, które próbują ratować upadający świat.

1 2 3 4 następna strona

ks. Jan Sochoń

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?