Czytelnia

s. Barbara Chyrowicz

Barbara Chyrowicz SSpS

Szlachetne intencje nie wystarczą

Kiedy cztery lata temu dowiedzieliśmy o udanym sklonowaniu owcy Dolly, dyskusjom, protestom i komentarzom nie było końca. Oczyma wyobraźni widzieliśmy już ludzkie klony. Zwołano parlamenty, powołano komisje, wydano orzeczenia — i wydawało się, że sprawa jest zamknięta lub przynajmniej odroczona (w USA wprowadzono memorandum na próby klonowania człowieka do czasu opracowania bezpiecznej technologii). I oto brytyjska Izba Lordów wyraziła zgodę na tzw. klonowanie terapeutyczne.

Na czym miałoby ono polegać? Naukowcom udało się otrzymać z ludzkiego zarodka w stadium blastocysty pierwotne komórki zarodkowe, wyposażone w cechę omnipotencji. Charakterystyczne dla nich jest to, iż mogą wejść na różne drogi rozwoju, czyli — zakładając równoczesny postęp biotechnologii — można by z nich otrzymać wszystkie typy komórek. Kontrolowane różnicowanie się komórek miałoby być przeprowadzane w celu uzyskiwania pożądanych tkanek i narządów, a następnie wykorzystywania ich do transplantacji. Dla transplantacji idealny jest materiał biologiczny genetycznie identyczny z organizmem biorcy (stąd najlepszym dawcą jest np. brat-bliźniak), ponieważ nie mamy wówczas do czynienia z barierą immunologiczną. Gdyby zatem najpierw metodą transplantacji jąder komórkowych skonstruować klona biorcy, a następnie z uzyskanego zarodka — genetycznie tożsamego z organizmem biorcy — wyprowadzić pierwotne komórki zarodkowe, otrzymalibyśmy swoisty arsenał potencjalnych „części zamiennych”. Sklonowany zarodek występowałby tutaj w roli dawcy.

Opisany w ogromnym uproszczeniu proces jest na obecnym poziomie możliwości biotechnologii raczej wizją niż rzeczywistością, ale wizją realną, która po szeregu doświadczalnych prób ma szansę spełnić marzenia projektodawców. Jeśli weźmiemy pod uwagę obecne problemy z pozyskiwaniem organów do transplantacji (potrzeby, jak wiadomo, są znacznie większe niż możliwości), perspektywa prowadzenia badań nad „klonowaniem terapeutycznym” wydaje się aż nadto kusząca. Korzyści, jakie można by otrzymać dzięki takim badaniom, przedstawiane są w niektórych mediach w tak entuzjastyczny sposób, że odrzucanie zbawiennych dla ludzkości eksperymentów wydaje się urągać już nie tylko dobru ludzkości, ale i zdrowemu rozsądkowi. Skąd zatem tyle moralnych obaw w dyskusji na temat dopuszczalności klonowania na użytek terapii?

Jeśli o dopuszczeniu klonowania człowieka zaczynają decydować korzyści, moralny kodeks postępowania wyznacza praktyka. A ponieważ praktyka zależna jest w tym przypadku od rozwoju i możliwości biotechnologii, te zaś notują stały postęp, to nie może być mowy o niezmienności normy. Korzyści zaś mogą być niezaprzeczalne. Któż nie przyzna, że możliwość uratowania (czy może raczej przedłużenia) ludzkiego życia przy pomocy transplantacji biotechnologicznie uzyskanej tkanki lub organu nie jest perspektywą godną osiągnięcia? Problem jednak w tym, że o moralnej dopuszczalności jakiegoś działania nie decyduje sama nasza intencja. Istotny dla moralnej oceny danego działania jest również sposób, w jaki realizujemy nasze mniej lub bardziej szczytne cele. W rozważanym przez nas przypadku „sposób” to właśnie sama technika uzyskiwania pierwotnych komórek zarodkowych, polegająca na klonowaniu, a następnie — niszczeniu ludzkiego zarodka w stadium blastocysty. W przekonaniu entuzjastów „klonowania terapeutycznego” mamy tu do czynienia t y l k o z zarodkiem — wprawdzie ludzkim, ale jeszcze niegodnym miana człowieka — nie ma zatem żadnego powodu, by rezygnować z jego unicestwienia dla ratowania kogoś, kto już niezaprzeczalnie jest człowiekiem. Co jednakże sprawia, że ludzki zarodek dopiero na którymś z kolejnych etapów swego rozwoju staje się „ludzki”? Każda odpowiedź na to pytanie — a udzielono ich bardzo wielu — jest niewystarczająca.

1 2 następna strona

s. Barbara Chyrowicz

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?