Czytelnia

Kościół w Polsce

Andrzej Friszke

Andrzej Friszke, Tadeusz Mazowiecki, czyli chrześcijańska odpowiedzialność w polityce, WIĘŹ 2012 nr 4.

Dreszcze szły po plecach, gdy słuchało się tych słów. Wypowiadanych niskim, ciepłym, ale dobitnym głosem. I gdy Mazowiecki kończył przywołaniem słów Zbigniewa Herberta: „Wstań i idź prosto. Czuj się wolny!”

Tak w legalnym życiu publicznym nikt nie mówił. Za oknem panowała gierkowska stabilizacja, poczucie braku alternatywy dla tego co jest — i tylko garstka opozycjonistów je naruszała. Ale oni byli poza legalnością, do dyskusji pozostawały im prywatne mieszkania, narady we własnym kręgu. Tylko sala KIK-u przy Kopernika 34 mogła być miejscem spotkania. I tylko tam mogły paść takie słowa.

Po właściwej stronie

Mazowiecki od dawna był postacią znaną publicznie, miał za sobą wówczas 20 lat kierowania redakcją „Więzi”, miał zakończony siedem lat wcześniej dziesięcioletni okres zasiadania w Sejmie PRL. Dla mojego pokolenia była to wówczas odległa historia, której szczegółów nikt nie znał. Niektórzy pamiętali jednak, że w marcu 1968 r. był jednym z pięciu posłów Koła Znak, którzy wystąpili w obronie bitych i znieważanych studentów. Dla takich jak ja — ludzi wtedy bardzo młodych i z krytycznym nastawieniem do otaczającej rzeczywistości — była to pozytywna legenda, ówczesne zaangażowanie i podjęte wówczas ryzyko budowało autorytet. Byliśmy sympatykami KOR-u, a niektórzy jego współpracownikami. Część z nas wychowała się na KIK-owskich obozach i spotkaniach, inni — jak ja — dopiero wtedy wchodzili do środowiska. Dla nas wszystkich jednak Mazowiecki był autorytetem, choć bardzo nieliczni mieli z nim osobiste kontakty. Redaktor naczelny „Więzi” to była wysoka funkcja, mało dostępna dla studentów z pierwszych lat.

Czytaliśmy jednak „Więź”, w której zależnie od zainteresowań znajdowaliśmy atrakcyjne, formujące nas artykuły. Dla mnie był to oczywiście dział „Z najnowszej historii Polski.” Po raz pierwszy wziąłem „Więź” do ręki jako uczeń olsztyńskiego liceum, ok. 1973 roku. A ściślej zarekomendował mi ją wujek, przyjaciel dziadka, tak jak on żołnierz POW w czasie I wojny światowej, przekonany piłsudczyk, oficer AK. W „Więzi” ukazała się w trzech kolejnych numerach biografia Rydza-Śmigłego. Pochłonąłem ją i odtąd wyglądałem pisma w kioskach. Czytałem między innymi artykuły Andrzeja Zagozdy o dylematach polskiej myśli politycznej w XIX w., czyli oporze i ugodzie. Nie wiedziałem oczywiście, że Zagozda to Adam Michnik, wielka legenda Marca, który rozbudzał wyobraźnię i emocje.

Kiedy w 1976 r. czytaliśmy krążące w maszynopisach listy przeciw poprawkom do konstytucji, był wśród nich list prezesów KIK-ów i redaktorów naczelnych pism ruchu Znak, w tym Mazowieckiego. Budziło to radość i nadzieję. Oni też byli po właściwej stronie. Potem to poczucie jeszcze się umacniało, kiedy powstał KOR, a następnie gdy w maju 1977 roku Tadeusz Mazowiecki został rzecznikiem głodujących w kościele św. Marcina. Nie była to zwykła rzecz. Nienawiść do KOR-u, towarzysząca aresztowaniom, sączyła się z partyjnej prasy, z radia i telewizji, przypominając — wielu z nas tak to odbierało — marcową kampanię. Zorganizowanie przez grupę tych korowskich „wyrzutków” głodówki w warszawskim kościele zostało nazwane w partyjnych gazetach ekshibicjonizmem, sugerowano zamach niewierzących, po części Żydów — co wytykali partyjni propagandyści — na Kościół. Towarzyszyła temu nadaktywność bezpieki, aresztowania, rewizje, rosło poczucie zagrożenia. I Mazowiecki, naczelny redaktor legalnie wydawanego pisma, stanął jako rzecznik tych głodujących „wyrzutków”. Każdy realnie oceniający sytuację musiał przyznać, że ryzykował wtedy pozycję swoją i byt wydawanej przez siebie „Więzi”. Wiadomo było, że nie można spodziewać się sukcesów politycznych. Ściślej, jedynym możliwym sukcesem będzie zwolnienie uwięzionych. To budziło najwyższy szacunek.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona

Kościół w Polsce

Andrzej Friszke

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?