Czytelnia

Teologia teatru

Tomasz Wiścicki

Tomasz Wiścicki

Teatr w teczkach

Ewa Wójciak, Adam Borowski, Tadeusz Janiszewski, Marcin Kęszycki — albo „Nana”, „Adam”, „Judasz”, „Herkules”. Takie pseudonimy nadali ubecy czworgu aktorom Teatru Ósmego Dnia w „sprawach operacyjnego rozpracowania” przeciwko nim. Pomysł spektaklu „Teczki” jest bardzo prosty — z gatunku tak prostych, że gdy ktoś już na taki pomysł wpadnie, wydaje się całkiem oczywisty, wręcz banalny. Tyle że trzeba na taki pomysł wpaść. Aktorzy „Ósemek” wpadli — i dzięki temu mamy pierwszy bodaj u nas przykład wykorzystania autentycznych ubeckich materiałów jako podstawy dzieła artystycznego.

Pomysł polegał na tym, że czworo aktorów-współtwórców spektaklu wystąpiło do IPN o materiały na swój temat, dokonało wyboru spośród nich i zestawiło je z rozmaitymi świadectwami: listami, wspomnieniami, artykułami — własnymi i napisanymi na ich temat, wyświetlanymi na ekranie zdjęciami, zarejestrowanymi fragmentami występów. Aktorzy odgrywają też fragmenty niegdysiejszych przedstawień, improwizują, dopowiadają fakty i komentarze wprost, gdy świadectwa z epoki nie wystarczają. Efektem jest przejmujący komentarz do późnego peerelu — tego pozornie niegroźnego, bez masowego terroru, gdy „wrogów ustroju” zabijano rzadko (ale jednak zabijano), częściej zatruwano im życie na różne sposoby, a większość ludzi starano się raczej kupić niż zastraszyć. Propozycje sprzedaży własnej duszy przyjmowano częściej, niżby chcieli dziś pamiętać ci, których dusze były przedmiotami takich transakcji.

Dusze członków zespołu „Ósemek” nie były na sprzedaż. Dlatego do absurdalnej walki z nimi ruszyły „policje tajne, widne i dwu-płciowe”. Czytanym dziś ze sceny fragmentom ubeckich „notatek służbowych”, „raportów spisanych ze słów” i „propozycji kombinacji operacyjnych” towarzyszą salwy śmiechu na widowni — tak surrealistyczny efekt daje kuriozalna nieadekwatność ubeckiego żargonu i rzeczywistości, którą usiłuje opisać. Grupa młodych ludzi, zbuntowanych przeciw złu świata, staje się „figurantami sprawy operacyjnego rozpracowania”. Ich działania są śledzone, rozmowy podsłuchiwane, listy czytane, powstałe dokumenty zaszyfrowywano i deszyfrowano o precyzyjnie podanej godzinie. „Kombinacja operacyjna”, której absurdalnie szczegółowy opis odczytuje Ewa Wójciak, polega na tym, że dwaj konfidenci — jeden z Poznania, drugi ze Szczecina — mają się niby przypadkowo spotkać, i to tak, by żaden z nich nie zdemaskował drugiego, a wszystko po to, żeby uzyskać lepsze „operacyjne dotarcie” do kolejnego „figuranta” — to znaczy: we dwóch, ale niezależnie od siebie śledzić działacza SKS.

Logika absurdu

List Ewy Wójciak do Tadeusza Janiszewskiego, który autorka napisała po maturze, ukazuje dziewczynę wrażliwą na granicy egzaltacji. Czułam, że znajdę ludzi mi pokrewnych i że z nimi zbuduję nowy ład, w którym będę mogła się rozwijać, myśleć, ufać i żyć, albo nie będę żyła. To nie była wizja teatru, to była bardziej wizja zespołu ludzi — pisze. Gdy takiej wrażliwości towarzyszy talent — powstać mogą dzieła znaczące artystycznie, na przykład teatr. Gdy jednak rządy sprawuje totalitarna władza — takie dzieło staje się „działalnością antypaństwową”. Kieruje się przeciw najbardziej oczywistej, najbardziej dojmująco ograniczającej wolność władzy. To dlatego „Nana” opisywana jest jako osoba chorobliwie nienawidząca panującego ustroju, która zarządzenia władz przyjmuje z ironią i komentuje używając słów wulgarnych...

1 2 3 4 następna strona

Teologia teatru

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?