Czytelnia

Benedykt XVI

ks. Henryk Seweryniak

ks. Henryk Seweryniak, Nieświęta świętość Kościoła. Teologia Josepha Ratzingera, WIĘŹ 2005 nr 7.

Zawsze zachwycały mnie lapidarne myśli, niemal maksymy Ratzingera, które rozwijał później w swoich opracowaniach teologicznych. Jedna z najbardziej znanych, nawiązująca wprost do ewangelicznego: na tej skale zbuduję Kościół m ó j oraz paś owce m o j e, brzmi: „Kościół nie jest nasz, lecz Jego”. Oznacza to, że nie wolno zapominać, iż głową Kościoła jest Jezus Chrystus; że Kościoła nie można sobie „zrobić”, lecz należy przyjmować Boży zamysł wobec Jego wspólnoty; że w Kościele nikt nie udziela sobie sakramentów sam, lecz są mu one udzielane; że słowo Pisma jest w Kościele skierowane do wszystkich, a nie tylko do wąskiego grona specjalistów; że musimy ciągle pytać o wolę Boga, a nie o wyniki badań opinii publicznej.

We „Wprowadzeniu w chrześcijaństwo” (1968) Ratzinger pisał: w Credo wyznajemy wiarę w „święty Kościół powszechny”. Powiedzmy jednak otwarcie, że coś nas w tym wyznaniu trapi. Co? Ano to, że mamy pokusę, aby powiedzieć, że Kościół nie jest ani święty, ani powszechny. Już jednak w burzliwych latach sześćdziesiątych obecny Papież nalegał, abyśmy nie poddali się tej pokusie. Świętością Jezusa Chrystusa też wielu się gorszyło: ucztował z grzesznikami, nie zrzucił ognia na niegodziwców, gorliwcom nie pozwalał wyrywać kąkolu z pól pszenicznych, a w końcu podzielił los zbrodniarzy, przyjąwszy na siebie grzech. Ale właśnie w taki sposób pokazał, czym jest prawdziwa świętość: że nie jest ona odejściem od tzw. grzesznego świata, ale zjednoczeniem z nim; nie jest sądem nad nim, ale poszukiwaniem jego zbawienia przez miłość.

Ratzinger nawet używał wtedy zwrotu „nieświęta świętość” Kościoła. To właśnie w niej – podkreślał – objawia się prawdziwa świętość Boga, która miesza się z brudem świata, aby go przezwyciężyć. Dlatego Kościół nie powinien na pierwszym miejscu zajmować się sobą, swoimi strukturami, lecz przede wszystkim prowadzeniem ludzi do Boga, kształtowaniem sumień, niejako współtworzeniem „Bożego świata”, Bożym zamysłem zbawczym. Nie potrzebuje on też wielu reformatorów – potrzebuje świętych. Święci zaś to ludzie wielkiej Bożej fantazji, a nie funkcjonariusze. Przypominając jedną z modlitw mszalnych: „nie zważaj na grzechy moje [tak w Mszale trydenckim], lecz na wiarę swojego Kościoła”, Ratzinger zaznacza, że wyznanie naszych grzechów jest zarazem wyznaniem świętości Kościoła. Tymczasem – dodaje – liczni chrześcijanie chętnie zmieniliby dzisiaj modlitwę: „Nie zważaj na grzechy nasze [tak w Mszale Pawła VI], lecz na wiarę swojego Kościoła” – na: „Nie zważaj na grzechy swojego Kościoła, lecz na naszą wiarę”.

Kościół święty jest Kościołem Ducha. W kontekście swoich badań nad Joachimem z Fiore Ratzinger podkreśla, że Duch Święty jako interpretator Chrystusa mówi Jego słowami do każdej epoki i sprawia, że społeczność Chrystusowa ma wciąż coś nowego do powiedzenia światu. Błąd Joachima polegał na tym, że niejako odsyłał Ducha Świętego w przyszłość jakiejś oddzielnej „trzeciej epoki”. W rzeczywistości zaś epoka Chrystusa jest zarazem epoką Ducha Świętego. A to zwraca naszą uwagę na potrzebę dostrzegania w nim pierwiastka żeńskiego. Kościół to przecież Ekklesia, Ecclesia Mater – wspólnota otwarta na przyjmowanie łaski; żyjąca miłością swego Pana, rodząca do nowego życia, a nie tylko organizująca, rządząca, administrująca. To właśnie w tym kontekście – zauważa Ratzinger – ósmy rozdział Konstytucji o Kościele Soboru Watykańskiego II stanowi nieodzowne zwieńczenie eklezjologii soborowej.

Kościół powszechny – Kościoły lokalne

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 następna strona

Benedykt XVI

ks. Henryk Seweryniak

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?