Czytelnia
Anna Karoń-Ostrowska, Tischner według Bonowicza, WIĘŹ 2002 nr 3.
Odwaga samodzielnego myślenia, „kompleks partyzanta”, do którego się przyznawał, i potrzeba niezależności pozwalają mu na podjęcie właściwie w pojedynkę dwóch niezwykle istotnych, dziś już historycznych sporów – z tomizmem o oblicze współczesnego chrześcijaństwa i z marksizmem, który owocuje Tischnerowską filozofią pracy i „Etyką solidarności”. Skupienie uwagi na człowieku, metoda opisu najgłębszych doświadczeń metodą fenomenologiczną i fascynacja humanistycznymi nurtami współczesnej filozofii i teologii kształtują oryginalną filozofię dramatu – zjawisko wybitne na mapie polskiej filozofii.
Tischner był duszpasterzem poszukujących, intelektualistów, górali, polityków i przedszkolaków. Jego pobożność była, może wbrew pozorom, tradycyjna, mocno zakorzeniona w religijności ludowej, do której żywił głęboki szacunek, podobnie jak prymas Wyszyński. Słabością Tischnera była polityka, na której się nie znał i od której się dystansował, ale która po 1989 roku go wciągnęła, może nawet niezauważalnie dla niego samego. Szczerość, ufność wobec ludzi i duch przekory czyniły go podatnym na manipulacje. Czasem spostrzegał to, kiedy było już za późno, a góralska duma nie pozwalała się wycofać.
To bogate, kolorowe życie, którego bohater, wybitny myśliciel i duszpasterz, nosi w sobie rysy Janosika i Sabały razem wziętych – kończy się dramatycznym akordem prawie trzech lat umierania. W tym czasie odsłonił przed nami oblicze, którego tylko mogliśmy się wcześniej domyślać. Heroizm tych ostatnich lat życia i świadectwo, jakie poprzez nie dał, Bonowicz opisuje z dyskrecją i powściągliwością.
Sądzę, że dla wielu czytelników ta książka jest nowym, głębszym odkryciem „sławnego księdza Tischnera”. Ci , którzy znali go dobrze i byli blisko, łatwo dostrzegą zaś, że Bonowiczowi udało się ocalić „fenomen Tischnera”.
Kiedyś żartobliwie komentując jakieś zdarzenie, ks. profesor powiedział: „Każdy ma Tischnera takiego, na jakiego go stać”… Bonowicz nie ma się czego wstydzić.
Tempo powstawania książki jest przyczyną – obok wielu jej zalet – także jednej słabości, która przy biografii uczonego jest sporym minusem – praca pozbawiona jest szczegółowej bibliografii, autor przywołując cytaty nie wskazuje źródeł ani stron wybranych fragmentów. „Bibliografia” to jedynie wykaz tytułów tekstów, z których korzystał autor. Będzie to utrudniać możliwość korzystania z książki tym, którzy pracując nad myślą Tischnera, potraktują ją – najzupełniej słusznie – jako cenny materiał źródłowy.
Czytelników „Więzi” może zainteresować informacja, która dla mnie samej była naprawdę zaskakująca – otóż okazało się, że młody ks. Józef Tischner pierwszy swój tekst wydrukował… w „Więzi” na początku 1960 roku. Był on oparty o wyniki ankiety, jaką przeprowadził wśród swoich parafian na pierwszej placówce w Chrzanowie. Nosił on tytuł „Zagadnienie istnienia Boga w świadomości współczesnego katolika. Przyczynek do badań nad strukturą polskiego