Czytelnia

Jacek Borkowicz

Jacek Borkowicz, Tolkien ? współczesny Homer, WIĘŹ 2002 nr 3.

Nie sposób byłoby wypreparować opowieści Tolkiena z poczucia przestrzeni. Szczegółowe, plastyczne opisy krain, ich gór, rzek i szlaków potwierdzić można na rysowanych ręką autora mapach Śródziemia. To prawda, że kształty tej mitycznej ekumeny przypominają zarysy rzeczywistej Europy. W Śródziemiu rodzą się, kwitną i upadają królestwa, których losy skrupulatni erudyci porównywać mogą z meandrami historii imperium rzymskiego, Bizancjum, z losami królestw Ostrogotów, Longobardów czy Burgundów. Na jego pograniczu rozciąga się pas marchii, tym dzikszych i bardziej baśniowych, im bardziej odległych od centrów tej cywilizacji. Nawet najdalsi sąsiedzi, lokujący się już na rubieży znanego i nieznanego świata, kojarzą się nam jakoś znajomie: mamy tu przecież i groźną „Eurazję”, z której przybywają kolejne fale najeźdźców, mamy też „atlantyckie” kraje Zachodu, mroźne „arktyczne” kresy i „afrykańsko-arabską” egzotykę Bliskiego i Dalekiego Haradu, z jego smagłymi wojownikami, prowadzącymi do bitwy słonie-olifanty.

Wszystko to prawda, nie doszukujmy się jednak w tolkienowskiej geografii żadnych aluzji. Świat tutaj przedstawiony nie jest narzędziem, kryptonimującym jakąś figurę retoryczną — jest to w pełni autonomiczny świat, inny od naszego, chociaż jednocześnie przedziwnie z nim spleciony. Te wspólne nici — to poczucie orientacji w dosłownym, etymologicznym znaczeniu. Mamy tutaj północ i południe, wschód i zachód. Każdy z tolkienowskich bohaterów doskonale wie, w którym kierunku podąża. I my, w których świecie również co dzień wschodzi i zachodzi słońce, wyczuwamy kierunek ich marszu, chociaż nie wiemy, gdzie szukać krajów, które przemierzają.

Kompas Tolkiena zorientowany jest też na górę i dół, a Śródziemie to wcale nie są kraje położone wokół basenu Morza Śródziemnego, ale znany ze starych anglosaskich opowieści i skandynawskich sag Middangeard lub Midgaard — obszar zawieszony pomiędzy Niebem a światem demonów Podziemia.

Ten świat zaludniony jest przez różne rasy. Jasne, świetliste i nieco anielskie elfy, które kochają lasy i źródła, przypominają nam o tolkienowskiej fascynacji kulturą celtycką. Ich urokliwe języki (tak, jest ich kilka!) stworzone zostały przez jakieś mistrzowskie połączenie walijskiego glosariusza, hebrajskich końcówek (przykładem niech będzie ukochana Berena, LSYMBOL 250 \f "Times New Roman" \s 12thien Tinuviel) i fińskiej gramatyki. Z kolei przysadziste krasnoludy, drążące w skałach podziemne pałace w poszukiwaniu drogocennych metali, które przekuwają na miecze, kolczugi i pierścienie — to archetyp starogermański. Są wreszcie Anglosasi, uosobieni zarówno w walecznych ludziach (jeźdźcy Rohanu), jak i w domatorskich, pyknikowatych hobbitach.

Paradoksalnie, języki, którymi mówią ludy Śródziemia, choć stworzone sztucznie, nie są czystym wymysłem. Korzenie słów Wspólnej Mowy lub języka sindarin zapuszczone są w glebę naszej kulturowej podświadomości. Tolkien całymi latami wygrzebywał je ze wczesnośredniowiecznych kronik anglosaskich i staroskandynawskich poematów, odkurzał i polerował, by błyszczały nowym światłem. Mówią nam one o związku ludów Śródziemia z ukochanymi krajobrazami, z przyrodą, z odwiecznym miejscem zamieszkania.

poprzednia strona 1 2 3 4 następna strona

Jacek Borkowicz

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?