Czytelnia

Jacek Borkowicz

Jacek Borkowicz, Tolkien ? współczesny Homer, WIĘŹ 2002 nr 3.

Nie jest ona bynajmniej ucieczką w nierzeczywistość, w fantazję. W wymyślone światy ucieka się wtedy, kiedy nie można poradzić sobie z tym realnym. Tymczasem lektura Tolkiena podpowiada nam, że dar wyobraźni, który posiadamy, możemy wykorzystać dla czynienia dobra. A każde dobro, nawet to wyobrażone, Bóg może uczynić realnością. Zresztą tolkienowskie książki przepełnione są realizmem. Przypomnijmy sobie chociażby, z jaką znajomością tematu mówi mądry Elrond — elf, jeden z bohaterów „Władcy Pierścieni” — charakteryzując człowieka: oto ludzie, te wspaniałe stworzenia, nie są zdolni sami przeciwstawić się Złu.

Pada czasem pytanie, dlaczego bohaterowie „Władcy Pierścieni” nie są ludźmi religijnymi, nie sprawują bowiem jakiegoś określonego kultu. To nieporozumienie. Opowieść toczy się przecież illo tempore, a jej aktorzy trwają w przedreligijnym zdumieniu światem i jego Stwórcą. Nie potrzebują obrzędu, bo całe ich życie jest hołdem, składanym Najwyższemu. Są na swój sposób protoewangeliczni — jak mędrzec Gandalf, poświęcający się dla gromadki straceńców z Drużyny Pierścienia, jak niezłomny, a jednak świadom własnej słabości Aragorn, jak wreszcie Frodo, najmniejszy, od którego przecież zależą losy świata. Opowieść Tolkiena, słuchana uważnie, kieruje nas ku najpiękniejszej opowieści o Chrystusie — ale i wtedy pozostaje czymś niepowtarzalnym. Mitologii nie trzeba bowiem zastępować religią, podobnie jak religii nie powinno się zastępować mitologią. Człowiekowi, także współczesnemu, potrzebne jest i jedno, i drugie.

*

Pisząc ten tekst, nie dawałem cytatów — okazało się, że książki Tolkiena zostały w moim domu zaczytane przez dzieci. To za ich sprawą wróciły do mnie po latach nazwy, które poznawałem jeszcze jako młody człowiek.

Teraz wracają poprzez film Petera Jacksona. Oglądając „Drużynę Pierścienia”, czułem pietyzm reżysera wobec książkowego pierwowzoru — takiego poczucia nie miałem, oglądając ostatnie ekranizacje naszej narodowej klasyki. Dzięki temu pietyzmowi filmowa wersja pierwszej części tolkienowskiej trylogii szczęśliwie pozostała Opowieścią. Nie ma tu drastycznych skrótów, „kina akcji”, nie ma „twórczego” grzebania w fabule. Jest narracja obrazem, przenosząca nas, razem z Drużyną, przez kolejne etapy wędrówki. Wyobraźnia profesora z Oksfordu, przemawiająca dotąd przez książkę i radio, zaczęła teraz oddziaływać przez inne, potężne medium — panoramiczny ekran kinowy. Myślę, że tolkienowskiej opowieści ta filmowa wizja nie zaszkodzi, przeciwnie, umocni jej funkcję mitologiczną, ożywiając przynależny jej kod kulturowy i niepomiernie zwiększając jego zasięg. Jeśli w ogóle możliwe jest dziś zaistnienie takiego zjawiska, jak żywa paneuropejska mitologia, to Opowieść o Pierścieniu ma największe szanse na to, by nią się stać. Czasy współczesne nie sprzyjają mitom, to prawda. Ale z drugiej strony, w czasach Homera nie znano jeszcze kina

Jacek Borkowicz

poprzednia strona 1 2 3 4

Jacek Borkowicz

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?