Czytelnia

Ewa Kiedio

Ewa Glińska, Zofia Kirejczyk

Twarda szkoła

Godziny poranne pod jednym z krakowskich gimnazjów. „Jak widzę te mury, to mi się w środku przewraca”. Typowe narzekanie uczniów? Nie. To rozmowa nauczycielek przed radą pedagogiczną.

Zwykła niechęć do pracy po urlopie? Skończył się czas nauczycieli z powołaniem? Problem jest głębszy, także oni czują się zmęczeni panującą od pewnego czasu sytuacją.

— Boimy się nowych pomysłów ministra i starych pomysłów dyrekcji. Nic nie wiadomo. Brakuje spójności i systemowych rozwiązań na dłużej — tłumaczy pani Joanna, pedagog z warszawskiej podstawówki.

Dentysta o 23.00

Choć dyrektorzy szkół zapewniają, że nie ma powodów do niepokoju, bo takie sprawy jak tzw. siatka zajęć, wytyczne kuratorium czy spis podręczników są znane, nauczyciele często nie wierzą. Zdarzało się już, że nowy minister zmieniał wszystko w ostatnim momencie. Tak było np. w przypadku nowych matur, wycofanych przez Krystynę Łybacką (SLD) na kilka miesięcy przed egzaminem.

Dziś minister Ryszard Legutko (PiS) zapowiada zmiany w programie i w egzaminie maturalnym — w momencie, kiedy podręczniki zostały już przygotowane i wybrane przez szkoły. Niewykluczone, że po nadchodzących wyborach parlamentarnych kolejnemu ministrowi zamarzą się dodatkowe innowacje.

Tymczasem każda taka zmiana przekłada się na wiele godzin pracy nauczyciela. Na przygotowanie nowych konspektów, zapoznanie się z podręcznikiem czy — w końcu — weekendowe szkolenia, które, jak już się zdarzało, mogą nie przydać się do niczego po kolejnych poprawkach kolejnego ministra. Wszystko kosztem snu, zdrowia i relacji z własną rodziną. A przecież nawet bez tych dodatkowych obowiązków nauczyciel, który traktuje swój zawód poważnie, ma niewiele czasu dla siebie.

Dla Renaty Jarosz, polonistki z VIII LO w Krakowie, rok szkolny oznacza pracę do pierwszej w nocy, pobudkę o szóstej i załatwianie spraw prywatnych w nietypowych porach. Na szczęście zaprzyjaźniona dentystka przyjmuje ją nawet o dwudziestej trzeciej.

Kolejny pomysł ministerstwa równa się w tej sytuacji kolejnej rewolucji w życiu tysięcy nauczycieli.

Znów eksperymenty

Reforma „mundurkowa” zjednoczyła nauczycieli o najróżniejszych poglądach. Choć jedni uważają ją za stygmat systemów totalitarnych, a drudzy widzą w niej nadzieję na przywrócenie normalności w szkole, to wszyscy przyznają, że wprowadzanie projektu w życie wygląda fatalnie. Ostateczna decyzja o dofinansowaniu mundurków zapadła 2 lipca, a więc w momencie, gdy kontakt z rodzicami uczniów był już — oględnie mówiąc — utrudniony.

— To przykład, jak oni się budzą z ręką w nocniku — narzeka pani Joanna z Warszawy, która w swojej podstawówce odpowiadała za poinformowanie rodziców o możliwości otrzymania pieniędzy na mundurek. Szkoła liczy kilkuset uczniów. Rezultat: pierwsze dni lipcowego urlopu Joanna spędziła przy szkolnym telefonie. Wiadomość i tak dotarła tylko do stu wybranych rodzin: tych, których problemy finansowe są szkole znane.

Pytanie, kto zapłaci za telefony i listy, pozostaje poza świadomością władz oświatowych. Prawdopodobnie ciężar ten spadnie na komitet rodzicielski.

Nadziei na całkowite wprowadzenie w tym roku reformy „mundurkowej” nie ma nawet krakowski kurator Józef Rostworowski. Podczas spotkania dla dyrektorów małopolskich szkół Rostworowski otwarcie przyznał: — Jestem realistą. Ten rok będzie etapem przejściowym.

W samym tylko województwie małopolskim brakuje 318,158 zł na dofinansowanie „mundurków”, a przecież nie wpłynęły jeszcze wszystkie wnioski.

— Ciekaw jestem, jaki będzie efekt tego wielkiego eksperymentu „mundurkowego”. Minister mówi: „Zobaczymy: jak będą dobre, to zostawimy, a jak złe, to wycofamy”. Eksperyment na czterech milionach dzieci! — denerwuje się Adam Kalbarczyk, dyrektor Prywatnego Gimnazjum i Liceum im. Paderewskiego w Lublinie.

Anglistką o ścianę

Podczas zjazdu dyrektorów w Nowym Sączu wicekurator Agata Szuta przedstawia raporty tzw. trójek giertychowskich. Wynika z nich, że „małopolskie szkoły są bezpieczne, to znaczy nie zaobserwowano w nich aktów agresji fizycznej wobec nauczycieli”. Na te słowa przez salę przechodzi szmer: mieszanina ulgi, satysfakcji, ale i powątpiewania. Bo powyższe stwierdzenie, które słowem nie wspomina o sytuacji samych uczniów, kryje w sobie „nadużycie semantyczne” wobec słowa „bezpieczeństwo”.

Wiele na ten temat mogłaby powiedzieć Marianna Jaszczewska, anglistka z krakowskiego gimnazjum. Na wiosnę tego roku zgłosiła się na policję po tym, jak uczeń pchnął ją na ścianę. Odczekała na komisariacie trzy godziny w kolejce, aby usłyszeć: „Czy uczeń jest pełnoletni? Czy spędziła pani w szpitalu więcej niż siedem dni? Nie? To po co pani przyszła? Takie sprawy rozwiązuje się w obrębie szkoły”.

Pozostają zatem kary — w rodzaju wpisania „nagannego” ze sprawowania albo jedynki, którą taki uczeń przejmie się tak samo, jak, powiedzmy, dwudziestoma poprzednimi. O sprawie Jaszczewska mówiła głośno podczas wizytacji „trójki”. Domagała się porad. Usłyszała podobną odpowiedź jak na policji. Dowiedziała się też, że skoro najwyraźniej nie radzi sobie w szkole, to może nie powinna w niej pracować.

I tak miała sporo szczęścia. Dzięki kamerom zainstalowanym na korytarzu udało się udowodnić, że to ona została uderzona przez gimnazjalistę, a nie odwrotnie — taką wersję zaraz po zdarzeniu przedstawił uczeń.

Fikcja „trójek”

O wiarygodności raportów „giertychowskich trójek” świadczyć może sama procedura przeprowadzania wizytacji. Swoboda wypowiedzi miała być zapewniona przez to, że oddzielnie rozmawia się z uczniami, ich rodzicami i nauczycielami. Nie ze wszystkimi jednak, ani nie z losowo wybranymi. To nauczyciel wskazywał uczniów i rodziców, którzy mieli spotkać się z „trójką”. Kryterium stanowiły oczywiście poglądy: z góry można było przewidzieć, kto przedstawi szkołę w najlepszym świetle, bo o mniej pochlebnych sprawach nie wie lub zachowa je dla siebie. A przed samą kontrolą szkoła organizowała, bywało, dla tych wytypowanych osób „spotkania przygotowawcze”.

A sami nauczyciele? Ci dostali od dyrekcji polecenie, by na wszelkie sposoby wykazać, jak bezpiecznym miejscem jest ich placówka. Szkoła miała więc dostatecznie dużo czasu, aby wykreować swój — fikcyjny — wizerunek.

Sposób, w jaki sformułowano pytania, też pozostawiał wiele do życzenia. — Jako przejaw agresji mam wpisać to, kiedy wzywałam policję, czy kiedy jeden drugiemu dał w zęby? — wyraża wątpliwości pani Joanna.

— Wiele z osób, które przyjeżdżają na kontrolę, tak naprawdę nie czują, o co chodzi w szkole, bo albo od dawna w niej nie pracują, albo nie pracowali nigdy — dopełnia obraz pani Marta, zajmująca się reedukacją w jednej z warszawskich podstawówek. Zirytowana polityką oświatową, od następnego roku zamierza zrezygnować z pracy w szkole.

Zostać czy uciec

Nie tylko ona. Dla wielu nauczycielskich rodzin ostatnie miesiące upłynęły pod znakiem wątpliwości. Także — jak zakończy się sprawa wcześniejszych emerytur.

Przypomnijmy: istniało duże prawdopodobieństwo, że w następnym roku nie będą już one możliwe. Wtedy nauczyciel miałby prawo do przejścia na emeryturę dopiero w wieku 55 lat (kobiety) lub 60 (mężczyźni).

Nie dziwi więc, że ci, którym emerytura przysługiwała już teraz, pod koniec maja masowo zaczęli składać wypowiedzenia. Wielu z nich chętnie przepracowałoby jeszcze rok lub dwa, ale ryzyko utraty prawa do wcześniejszych świadczeń było zbyt duże. Dylemat, przed jakim stanęli, przedstawiał się następująco: odejść już teraz i dostawać co miesiąc około 1250 zł brutto emerytury czy zostać i zarabiać średnio 1850 zł, ale drżeć o to, czy ten dodatkowy rok nie przerodzi się w kilka dodatkowych lat intensywnej pracy?

Ostatecznie 23 sierpnia Sejm zadecydował, że ci, którym wcześniejsza emerytura przysługuje już teraz, będą mogli pracować dalej i przejść na nią w dowolnym momencie. Nie wiadomo, czy w tej sytuacji powiedzieć: „lepiej późno niż wcale”, czy raczej: „za późno”. Dla tych, którzy na emeryturę przeszli z konieczności, a teraz chcieliby uczyć dalej, powrót do szkoły może być już niemożliwy.

— Umowy o pracę z tymi nauczycielami zostały już rozwiązane. Nie mogę ich znów zatrudnić, bo przyjęłam nowe osoby na ich miejsce — mówi Gabriela Olszowska, dyrektor Gimnazjum nr 2 w Krakowie. Istotnie, obowiązująca ustawa zakłada, że nauczyciele, którzy złożyli wypowiedzenie, mogą wrócić tylko pod warunkiem, że nie zatrudniono już kogoś innego.

Coś drgnie?

Pozostają jeszcze problemy zaniedbywane od lat. — Klasy są bardzo liczne. Nie nadążamy ze sprawdzaniem prac pisemnych ani odpytaniem takich tłumów. Poza tym lista lektur z polskiego jest zbyt obszerna. Oczywiście, mogę poświęcić na „Lalkę” tylko jedną lekcję, ale uczniowie nie zdążą wszystkiego przeczytać? — wymienia dylematy polonisty Katarzyna Miezian z VIII LO w Krakowie.

Tymczasem nowy minister Legutko rozszerzył listę lektur o kilka kolejnych pozycji.

Katarzyna Miezian i Renata Jarosz wskazują także na braki nowej matury z polskiego. Jej część ustna pozwala na wyuczenie się na pamięć jednego tematu, który zresztą niekoniecznie został opracowany samodzielnie: sprzedaż gotowych prezentacji stała się normą. Część pisemna natomiast nie jest korzystna dla osób myślących bardziej kreatywnie. Ich odpowiedzi mogą okazać się „niezgodne z kluczem”.

Nauczycielki nie złożyły jednak broni. Jarosz z zapałem opowiada: — Zorganizowałyśmy dwie ogólnopolskie debaty, w wyniku których nasze Stowarzyszenie Innowatorów Edukacyjnych — oddział krakowski i białostocki — opracowało dwa projekty ustnej matury. Wysłaliśmy je do ministerstwa.

Choć akurat w tej sprawie coś drgnęło: 30podczas konferencji prasowej minister Legutko zapewnił, że dotarły do niego krytyczne głosy nauczycieli i planowana jest zmiana formuły egzaminu.

Oby tylko kolejna reorganizacja nie zaczęła się tuż przed samą maturą.

***

Spotkanie dyrektorów w Nowym Sączu dobiega końca. Wicekurator Agata Szuta składa życzenia owocnego roku szkolnego. Dodaje: — I spokoju legislacyjnego, żeby was nie zaskakiwano zmianami w ciągu roku.

Imiona niektórych nauczycieli zostały zmienione. Większość chciała pozostać anonimowa z obawy przed konsekwencjami.

Ewa Kiedio, Zofia Kirejczyk

1

Ewa Kiedio

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?