Czytelnia

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Michał Kurkiewicz

Michał Kurkiewicz, Monika Plutecka, Typowy przypadek?, WIĘŹ 2005 nr 10.

W każdym razie o zdjęcie cewnika musieliśmy się sami dopomnieć po paru dniach. Po jakimś czasie jedna z salowych powiedziała nam w zaufaniu, że nasza Mama w zasadzie już nie potrzebuje pampersów, ale instancja nadrzędna orzekła inaczej. Wtedy lampka ostrzegawcza zapaliła się po raz pierwszy. O ile mogliśmy kontrolować zakupy leków dla naszej Mamy (bo apteka musi dawać rachunki), to w wykaz zużytych pampersów musieliśmy po prostu uwierzyć

Oczywiście jedzenie i stan higieniczny tego miejsca były bez porównania lepsze niż w Szpitalu Bielańskim. Rychło jednak się okazało, że — przy zachowaniu właściwych proporcji — też są problemy. Przychodząca z pobliskiego ośrodka zdrowia raz na tydzień lekarka niezwykle stanowczo domagała się, by Mamę tam zarejestrować jako stałą pacjentkę. Widać NFZ płaci od duszyczki Po jakimś miesiącu, gdy szefostwo ośrodka zorientowało się, że Mama przynajmniej na jakiś czas tam zostanie, jako pacjentka stała się od razu jakby mniej cenna. W każdym razie salowe z miejsca przestały robić to, o co je prosiliśmy: nie dosalały Mamie jedzenia i nie pilnowały, żeby piła odpowiednią wodę mineralną, którą zresztą sami kupowaliśmy i dowoziliśmy. Kadra ośrodka wiedziała, że Mama ma problem z elektrolitami, ściśle z sodem, więc jedno i drugie było konieczne.

Wiedząc, że rychło zamieszkamy z Mamą na stałe, musieliśmy wyremontować jej mieszkanie i się do niego przeprowadzić. Dlatego jej kilkumiesięczny pobyt poza domem był koniecznością.

Dowcip ZUS

W międzyczasie trzy razy, ale nie pod rząd, nie odebraliśmy Mamy emerytury. Raz nie chcieli nam jej wypłacić na poczcie — jako niezameldowanym w jej mieszkaniu, potem listonosz zostawiał tylko awizo, więc historia się powtarzała. Tego problemu oczywiście by nie było, gdyby emerytura Mamy była przesyłana na konto. Nie załatwiła sobie tego wcześniej i całe szczęście, bo najbliższy bank to oddział PKO BP przy placu Inwalidów, parę lat temu znany z tego, że bandyci zasadzali się na emerytów i rencistów, wybierających stamtąd pieniądze. Były nawet śmiertelne pobicia.

Po powrocie Mamy do domu już wybieraliśmy się do ZUS, by się upomnieć o zaległe wypłaty, aż tu nagle przychodzi z tegoż ZUS list z informacją o wstrzymaniu wypłacania emerytury. W rubryce „podstawa prawna” Zakład powołał się na ustawę o emeryturach i rentach, rubryka „uzasadnienie” była pusta (sic!). Dość szokujące, bo zgodnie z przepisami wstrzymać wypłatę emerytury można tylko wtedy, gdy emeryt pracuje i z tego tytułu ma określony dochód. Tu aż się prosiło o wysłanie najpierw jakiegoś pisma z przynagleniem czy pytaniem, dlaczego emeryt nie odbiera pieniędzy. ZUS wiedział przy tym, że Mama żyje — o zgonie świadczeniobiorcy Zakład jest informowany automatycznie.

Szczęśliwie to nie Mama ten miły list odebrała, takie pismo od ZUS może się przecież skończyć apopleksją. Po tym liście tym chętniej udaliśmy się do bielańskiego oddziału ZUS przy ulicy Kasprowicza. Tam niestety nie było dane spotkać się nam z panią Aurelią Olszanką, której podpis widniał pod tym osobliwym pismem. W specjalnej sali, gdzie przyjmowani są interesanci, pouczono nas, że obowiązkiem emeryta jest regularne odbieranie świadczenia. W domyśle: sami jesteśmy sobie winni. Zaległe wypłaty — bez odsetek — w końcu, choć nie od razu, zwrócono.

Można by powiedzieć, że zetknęliśmy się ze średnią warszawską, więc właściwie nie ma problemu. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że starzy ludzie są traktowani gorzej od innych. Czy więc rzeczywiście nie ma o czym mówić?

Michał Kurkiewicz, Monika Plutecka

poprzednia strona 1 2 3

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Michał Kurkiewicz

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?