Czytelnia

ks. Henryk Seweryniak

Ks. Henryk Seweryniak

U źródła z Herbertem

Uliczka, którą idę, jest wąska, bystro spada, potem raptownie pnie się w górę. Kamienny przeskok, chwila równowagi i znów ostry spadek. Łażę przeszło pół godziny i jeszcze nie natrafiłem na żaden zabytek. Tak na pierwszej stronicy eseju „Siena” Zbigniew Herbert opisuje wrażenia po wyjściu z hotelu Tre donzelle, w którym zatrzymał się ponad czterdzieści sześć lat temu1. Nie bez przyczyny więc myślę, że hotelik ów (z okien mojego pokoju w hoteliku…) znajduje się – jeśli w ogóle jeszcze istnieje – gdzieś na skraju miasta, zagubiony pośród krętych, średniowiecznych uliczek. Niemałe jest zatem moje zaskoczenie, gdy wlokąc się w gorące wrześniowe południe z Il Campo w stronę Santa Maria dei Servi, po przejściu dwustu, trzystu kroków, dosłownie wpadam w wąską uliczkę Tre Donzelle. A więc to musi być gdzieś tutaj...

Jest! Stary budynek, wciśnięty pomiędzy czerwonawe sieneńskie domy. Ciasny hol; klatka schodowa z pnącą się stromo w górę spiralą schodów. Za ladą chudy, wiekowy mężczyzna; długo z kimś rozmawia przez telefon, a właściwie próbuje przerwać tamtemu jego słowotok. Wreszcie kończy. Mówię mu, że szukam il proprietario, właściciela; to on jest właścicielem. Opowiadam więc, że w czerwcu 1959 roku wielki polski poeta, bardzo dla nas ważny, zatrzymał się w jego hoteliku i że potem w „Barbarzyńcy w ogrodzie” pozostawił o tym pobycie kilka sympatycznych wspomnień. Okazuje się, że chudy mężczyzna o wyglądzie adwokata już wtedy pracował w Tre donzelle. – Czy może w ciągu tych lat ktoś z Polski pytał o Herberta? – Nie, nikt. – A może zachowała się jakaś księga gości, a w niej wpis poety? – Mam na strychu, mówi, cały zbiór takich ksiąg, trzeba by przeszukać. Proszę odezwać się w październiku, listopadzie.

Napisałem...

Storia minore

Trzy dziewuszki – tak poeta przetłumaczył nazwę Tre Donzelle. Hotelik, choć dzisiaj jednogwiazdkowy, tworzy, jak wiele innych miejsc tego niezwykłego miasta – zaułków, placyków, zagubionych między domami świątyń – jego storia minore, historię mniejszą. W XV-XVIII wieku w Sienie, republice artystów, żaków (słynny uniwersytet), żołnierzy i wędrowców zmierzających tędy do Rzymu, było sporo hotelików, trattoriiosterii. Wszystkie one zaginęły w mrokach storia minore. Pozostał jeden, zachowując przy tym dawną nazwę. Właśnie Tre donzelle.

Trzy dziewuszki? Czuję, że coś jest nie tak w tym Herbertowym przekładzie. Spędziłem we Włoszech cztery lata, ale nie znam aż tak dobrze odcieni języka; zresztą było to bardzo dawno. Mówię więc o tym przekładzie recepcjonistkom w moim hoteliku gdzieś w Chianti classico. Kręcąc głowami tłumaczą, że la donzella nie ma w sobie nic z frywolności „dziewuszki”. To raczej ładna dziewczyna, świadoma swojej rozkwitającej młodości i powabu. Kiedyś donzella oznaczało nawet dwórkę. Może więc raczej hotelik Pod trzema dwórkami?

Siedzę na cudownym placu przed Palazzo Pubblico, w cieniu rzucanym przez la Mangię, ratuszową wieżę. Wszystko dzieje się jak wtedy, gdy był tutaj Herbert. Wieża jest wysoka, biała na szczycie jak kwiat, także wokół niej niebo nabiega błękitną krwią. Kiedy słońce jest za ratuszem na Piazza del Mercato, po il Campo przesuwa się ogromny cień jak wskazówki zegara.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 następna strona

ks. Henryk Seweryniak

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?