Czytelnia

ks. Henryk Seweryniak

ks. Henryk Seweryniak, U źródła z Herbertem, WIĘŹ 2006 nr 9.

Do tej samej sprawy Herbert nawiązuje, mówiąc o znaczeniu „szkoły”. Jego zdaniem, szkoła sieneńska miała ugruntowaną pozycję już na początku XIII wieku, a więc wiele dziesiątków lat przed Ducciem. Pierwszym „historycznie sprawdzonym” artystą tego miasta był Guido di Siena. Potem przychodzi czas wielkich: Duccia właśnie, Martiniego, braci Lorenzettich, Sassetty, Sana di Pietra, Neroccia, Vecchietty. Wędrując przez sieneńską Pinakotekę, Herbert śledzi ich najważniejsze dokonania. I kończy uroczym spiętrzeniem metafor: Ostatnim malarzem sieneńskim był Beccafumi. Ogląda się go z prawdziwą przykrością. Ze świetnej szkoły został już tylko kolorowy dym. Zresztą był to już koniec republiki sieneńskiej. Cywilizacja miasta wilczycy tonęła jak wyspa. Beccafumi zamyka malarstwo sieneńskie na klucz i klucz rzuca do przepaści czasu. Poeta nie byłby jednak sobą, gdyby dalej nie szukał, nie pytał, nie wątpił... Przypomina mu się postać kobiety, personifikującej pokój na fresku Ambroggia Lorenzettiego z Palazzo Pubblico. Cała postać jest określona jedną wyraźną linią. Gdzież ja widziałem podobnie malowane kobiety – pyta. I odpowiada: Oczywiście w obrazach Henryka Matisse’a. Matisse – ostatni sieneńczyk?

Także dla mnie?

Wciąż jednak zastanawiam się, co może oznaczać tamto: po Ducciu nie należy oglądać niczego więcej, aby zachować jak najdłużej w oczach blask tego arcydzieła. Przecież w swoich esejach o obrazach Herbert o wiele więcej miejsca niż Ducciowi poświęca Pierowi della Francesca, Teborchowi, Torrentiusowi. A jednak tylko o wielkim sieneńczyku napisze to zdanie. Dlaczego należy zachować tak swoistą ascezę wzroku? I o jaki blask chodzi?

Odpowiedź zawarta jest chyba w „Modlitwie Pana Cogito podróżnika”, zamieszczonej w „Raporcie z oblężonego miasta”. Ramy tego utworu stanowią słowa: dziękuję Ci Panie że stworzyłeś świat piękny i różny. W tych ramach Herbert umieszcza mapę wielkiej tradycji europejskiej – mapę sięgającą od Tarquinii po Holy Iona, od Korkyrii i Akropolu po amerykański Wielki Kanion, oglądany oczyma człowieka oczarowanego architekturą gotyckich katedr Starego Kontynentu. Podróżowanie do tych miejsc staje się odkryciem piękna i różnorodności stworzenia, a przez to wyzwoleniem od monotonii codzienności. Place, dzwony, miasta, las i morze, gwiazdy są cudami stworzenia. Prostota świata idzie w parze z prostotą ludzi, dla których las jest lasem, morze morzem. Tak oglądany kosmos jawi się jako świątynia – Iovis omnia plena. Również sztuka przyzywa postawę wdzięczności podróżnika: dziękuję Ci że dzieła stworzone ku chwale Twojej udzieliły mi cząstki swojej tajemnicy i w wielkiej zarozumiałości pomyślałem / że Duccio van Eyck Bellini malowali także dla mnie.

Choć w „Modlitwie...” Herbert wymienia wiele znaczących miejsc naszej cywilizacji i swojego wędrowania, nie wymienia Sieny.3 Za to wśród artystów, za których „dzieła stworzone ku chwale Boga” składa dziękczynienie, na pierwszym miejscu stawia Duccia! I choć – jak o tym świadczą dalsze stronice „Barbarzyńcy...” – jego kolejną miłością stanie się Piero della Francesca, a potem mistrzowie niderlandzcy, poeta wiernie zachowa w oczach blask dzieła sieneńczyka, a wraz z nim van Eycka i Belliniego. Być może ma w pamięci, obok Maesty, „Adorację Baranka” van Eycka i piękne „Przemienienia” Belliniego? Wszyscy ci artyści malowali z jednej strony na chwałę Boga, a z drugiej tak, aby boskość – poprzez ich malarską narrację – weszła w historię ludzi. Chrystus nie jest u nich już tylko hieratycznym Chrystusem, ale jest przedstawiany w świecie osób, zdarzeń, które domagają się zajęcia stanowiska, wzywają do nawrócenia. Miasta ukazywane na ich obrazach są zapraszane do uczestnictwa w Boskim dramacie. Nawet drzewa nie imitują natury, lecz stają się świadkami Objawienia. Wielcy mistrzowie teologii jaśniejącej w pięknie malowali, aby zachwycić, zaprosić... Gdy się tego doświadczy, nie sposób nie odczuć: „malowali także dla mnie”; również mnie ich dzieła udzielają „cząstki tajemnicy”, tajemnicy kaloagatii, boskiego „piękno-dobra”, którego nigdy nie zdołamy w pełni przeniknąć, a które może stać się światłem na człowieczych drogach.

Modlitwę...” zamyka jeszcze jedna prośba, nawiązująca do głównego tematu sztuki – do piękna:

- pozwól o Panie abym nie myślał o moich wodnistookich sza-
rych niemądrych prześladowcach kiedy słońce schodzi w Morze
Jońskie prawdziwie nieopisane
żebym rozumiał innych ludzi inne języki inne cierpienia

a nade wszystko żebym był pokorny to znaczy ten który pragnie
źródła

dziękuję Ci Panie że stworzyłeś świat piękny i różny

a jeśli jest to Twoje uwodzenie jestem uwiedziony na zawsze i bez wybaczenia

Przyzywając „Dawnych mistrzów” poeta prosił: sprawcie niech spadnie ze mnie/ wężowa łuska pychy. Teraz też modli się o pokorę. Uznaje, że źródło nie jest w nim i że tym, co mu pozostaje, jest pragnienie, wędrowanie. W końcu czuje się jak Jeremiasz, porwany i przymuszony wręcz Bożym pięknem. Ujarzmiłeś mnie i przemogłeś – powie na koniec Jeremiasz, Augustyn, Herbert... Nie mogę nie szukać źródła, ja, podróżnik, uwiedziony Twoim pięknem. To ono zdolne jest powstrzymać bezwzględność czasu, to ono pozwala zanurzyć się w nieskończoności.

Przerzucam jeszcze raz kartki „Barbarzyńcy...”. I nagle odkrywam fragment, który wcześniej „prześlepiłem”. Gdybym go spostrzegł, nie szukałbym hoteliku Tre Donzelle gdzieś daleko, na obrzeżach Sieny. Wracam do swoich Trzech Dziewuszek – pisze poeta – ale przed samą bramą skręcam na Il Campo. Wszystko w porządku. Mury ratusza, ostro wrysowane w noc, trwają i wieża jest piękna, tak jak wczoraj. Można iść spać. Nad ziemią rosną wybuchy, ale być może zrobimy jeszcze kilka obrotów dookoła słońca z ocalałą katedrą, pałacem, obrazem.

1 Fragmenty tekstu wygłoszonego podczas Warsztatów Herbertowskich „Zmysł wzroku, zmysł sztuki”, które odbyły się w dniach 24-27 listopada 2005 r. w Oborach.
2 Pomimo tych cierpkich uwag, w „Labiryncie nad morzem” zawarł Herbert pochwałę Giotta: Ktoś – pisze – słusznie powiedział, że to nie tylko my czytamy Homera, oglądamy freski Giotta, słuchamy Mozarta, ale Homer, Giotto i Mozart przypatrują się, przysłuchują nam i stwierdzają naszą próżność i głupotę. Biedni utopiści, debiutanci w historii, podpalacze muzeów, likwidatorzy przeszłości podobni są do owych szaleńców, którzy niszczą dzieła sztuki, ponieważ nie mogą wybaczyć ich spokoju, godności i chłodnego promieniowania.
3 Ciekawe, dlaczego Gustaw Herling-Grudziński nazywa Herberta sieneńczykiem? Czy tylko z powodu analizowanego tutaj eseju? Czy może przyznaje mu to zaszczytne obywatelstwo na podstawie wspomnień samego poety? Por. dedykację: „Zbigniewowi Herbertowi – sieneńczykowi” w: Gustaw Herling-Grudziński, „Siena i okolice”, „Opowiadania zebrane”, t. 1, Warszawa 1999, s. 368.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9

ks. Henryk Seweryniak

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?