Czytelnia

Sekularyzacja

Krzysztof Dorosz

W co wierzy ten, co nie wierzy, Dyskutują: s. Zofia, ks. Jerzy Bagrowicz, abp Daniel Ciobotea, Krzysztof Dorosz, ks. Tomás Halík, Sławomir Sierakowski, Jerzy Sosnowski, WIĘŹ 2005 nr 11.

Ks. J. Bagrowicz: Kiedy zaczyna się rozmowę z niewierzącymi, trzeba zapytać o to, jakie są zranienia po obydwu stronach, czego nawzajem od siebie oczekujemy i czy druga strona rzeczywiście wie, kim jesteśmy. To podstawowe i zarazem zasadnicze pytania. Bez uczciwej odpowiedzi na nie – nie ma dialogu. Chciałbym jednocześnie przypomnieć, że ponad sto lat temu, w 1864 roku, Pius IX napisał encyklikę, której tytuł w dosłownym tłumaczeniu brzmiał „Ateizm jako zbrodnicza zuchwałość”. Sto lat później rozpoczął się II Sobór Watykański, który mówił zupełnie innym językiem i stawiał pytanie o to, w jaki sposób mówimy o Bogu i czy czasami właśnie ten sposób nie jest powodem, że ludzie tracą wiarę. Pytał również o instytucję, która może być źródłem zgorszenia.

Już dawno zauważyłem, że zdeklarowani, świadomi ateiści są dobrymi partnerami w dyskusji dla wierzących. Dlaczego? Bo niewiara często jest nieobojętnością. Najgorszymi partnerami w dialogu są ludzie obojętni, którzy nie mają problemów i którzy w ogóle nie chcą widzieć pytań, jakie życie powinno im postawić. Dlatego obawiałbym się postulatu, że skoro nie możemy porozumieć się ideologicznie czy światopoglądowo, dajmy sobie z tym spokój, nie wiedźmy sporów, tylko zróbmy coś dobrego razem. Nie widzę takiej alternatywy. Naszemu wspólnemu działaniu powinien towarzyszyć namysł nad wiarą. Dopiero wtedy możemy owocnie coś wspólnie robić. Takie jest moje doświadczenie. Kiedy prosiliśmy ludzi znanych w Polsce jako deklarujących ateizm o spotkania, próbę wspólnej debaty, po pewnym czasie okazywało się, że oni zaczynali się interesować Kościołem. Bo to są ludzie otwarci i myślący.

Wydaje mi się, że bardzo poważnym problemem jest to, co nazwałbym mentalnością instytucji kościelnych – także w myśleniu o niewierzących. W naszym Komitecie opracowywaliśmy dokument pod tytułem „Niewierzący w parafii”. W tworzeniu go współuczestniczyli również niewierzący. Pierwszym podstawowym pragnieniem, które wyrazili, było uznanie przez nas wierzących, że oni mają prawo nie wierzyć.

– Pan Krzysztof Dorsz przebył drogę od ateizmu, poprzez deizm i chrześcijaństwo bezwyznaniowe, by w końcu zdecydować się na wejście do Kościoła ewangelickiego.

K. Dorosz: Konflikt między wiarą i niewiarą przebiega w moim przekonaniu tylko częściowo między ludźmi, którzy mienią się wierzącymi i niewierzącymi. Przebiega – jeśli mogę się tak nieco patetycznie wyrazić – w sercu każdego człowieka. Znamy z Ewangelii słynne wezwanie św. Piotra: Panie, wierzę, dopomóż niedowiarstwu memu. To pokazuje wyraźnie, że każdy człowiek wierzący boryka się również z wątpliwościami i niewiarą. Znamy z Ewangelii inne jeszcze słowa: Nie każdy, kto Mi mówi: Panie, Panie, wejdzie do królestwa niebieskiego. Manifestacja jakiegoś poglądu religijnego nie musi przecież oznaczać prawdziwej wiary. W moim przekonaniu – człowieka, który przeszedł dość długą drogę – wiara to nie tyle przyjęcie pewnych „dogmatów”, prawd czy twierdzeń, tylko otwartość na Boga, w kręgu chrześcijańskim – otwartość na Chrystusa. Mam przekonanie, że Bóg działa nie tylko poprzez Kościół, nie tylko poprzez prawdy religijne sensu stricte. Otwartość na to, co może nie być Chrystusem w sensie kościelnym, a na co są otwarci ludzie niewierzący, może być wiarą. Mówiąc to wszystko, zdaję sobie sprawę, że ludzie niewierzący mogą się z tym nie zgodzić, bo nie chcą być włączeni do jakiejkolwiek konfesyjnej „stajni” i ja to szanuję. Jednak sądzę, że tak właśnie jest.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 następna strona

Sekularyzacja

Krzysztof Dorosz

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?