Czytelnia
Dialog chrześcijańsko-żydowski
Zbigniew Nosowski, W perspektywie sumienia, WIĘŹ 2001 nr 6.
Czy trzeba się zatem spierać o przeprosiny? Może wystarczy powiedzieć tak jak rabin Baker: Oczekuję szczerej skruchy, to najlepsze przeprosiny Ten 87-letni człowiek to jeden z niewielu, którzy — jako krewni Żydów spalonych w jedwabieńskiej stodole — mieliby pełne prawo przyjmować przeprosiny. Jako duchowy przywódca społeczności jedwabieńskich Żydów w USA rabin Baker mógłby wypowiadać się ostro, z żalem, pretensją i gniewem. Tymczasem on z miłością przypomina, że nigdy nikogo nie wolno krzywdzić, że wszystkim trzeba pomagać, Żyd czy nie Żyd. Tak jak uczy was Chrystus. On też był Żydem i mówił, że jeśli komuś czynisz krzywdę, to jakbyś czynił ją Jemu. Trzeba wpajać to dzieciom i pilnować, żeby były dobrymi Polakami i dobrymi katolikami. Według Bakera, na tym właśnie powinna polegać skrucha — wykryć i ukarać winnych, czcić pamięć niewinnych męczenników, uczyć dzieci o przeszłości polskich Żydów, zadbać o żydowskie cmentarze, uczyć miłości To program minimum i nie powinno być w naszej ojczyźnie człowieka, który by się temu sprzeciwiał.
Niestety, są jednak wśród nas ludzie, którzy nawet takiemu programowi minimum się sprzeciwiają — i to jest przerażający aspekt obecnego polskiego sporu o zbiorową pamięć. Przekonuje o tym lektura prasy określającej się mianem „narodowa” i chętnie używającej przymiotników typu „nasza”. „Naszość” tych gazet jest bardzo wąsko rozumiana - dla niektórych podejrzani są nawet niemal wszyscy polscy biskupi katoliccy. Inne tytuły powołują się na katolicyzm i bliskie, czasem nawet instytucjonalne, związki z Kościołem — ale też głoszą ksenofobię. Z powyższego programu minimum dla zwolenników „naszości” do zaakceptowania jest jedynie punkt pierwszy i ostatni: wykryć i ukarać winnych oraz uczyć miłości. Gorzej z pozostałymi punktami, bo ich realizacja wymagałaby ponownego, pośmiertnego, włączenia polskich Żydów do grona „naszych”
Jak bronić dobrego imienia?
Myśląc o potrzebie żalu za winy Polaków wobec Żydów, nie uważam za konieczne polemizować z tymi, którzy nie chcą włączać się w prośbę o przebaczenie czy protestują przeciwko zapowiedziom przeprosin — o ile jasne jest, że odczuwają oni wstyd i skruchę jako Polacy i katolicy (jeśli są katolikami). Rozumiem ich obawy i argumenty — choć się z nimi nie utożsamiam — ale najważniejsze, że mogę nie mieć wątpliwości, czy przypadkiem nie uważają zbrodni w Jedwabnem za w jakiś sposób „usprawiedliwioną”.
Co innego, gdy brakuje nawet cienia skruchy, gdy dominującą postawą staje się zaprzeczanie faktom lub fanatyczne „kibicowanie” tym badaczom, którzy poszukują dokumentów mających potwierdzić większy udział Niemców w tym mordzie. Takie dokumenty mogą pomóc (i pomagają) w lepszym zrozumieniu historycznych uwarunkowań i motywacji uczestników wydarzeń. W perspektywie moralnej najważniejsze jest jednak to, że, niestety, udział naszych rodaków i współwyznawców w tej wyjątkowo okrutnej zbrodni jest niezaprzeczalny.5 Wobec takiej prawdy sumienia nie mogą nie zadrżeć.
Na wydarzenia historyczne człowiek wierzący powinien spojrzeć w perspektywie sumienia. Zwłaszcza polscy katolicy nie mogą patrzeć na spór wokół okrutnego morderstwa jedwabieńskich Żydów tylko jako Polacy broniący dobrego imienia narodu. Gdy w Jedwabnem poseł ZChN Michał Kamiński próbował utworzyć komitet obrony dobrego imienia miasta, pewien wieloletni mieszkaniec tego miasteczka powiedział mi: „O dobrym imieniu trzeba było myśleć 10 lipca 1941 roku, teraz powinien powstać Komitet Upamiętnienia Zbrodni”.
poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona